Od jakiegoś czasu po debiuty sięgam coraz częściej i chętniej, bo przecież każdy jakoś zacząć musi, więc należy mu się szansa, by tu i ówdzie szepnąć kilka słów o jego książce. Natomiast bardzo rzadko się zdarza, by pierwsza publikacja na rynku wydawniczym była wejściem z przytupem. Agacie Sawickiej nie można odmówić tego, że wstrząsnęła polskimi obyczajówkami, rzucając czytelników na głęboką wodę i jednocześnie dość wysoko podnosząc sobie poprzeczkę. Czy podoła temu wyzwaniu? Okaże się, gdy na księgarnianych półkach pojawi się kontynuacja Niespokojnych serc. A tymczasem słów kilka o pierwszym tomie Dworu w Zaleszycach.
Zaintrygowała mnie okładka i nazwa cyklu. Zaświeciła mi się w głowie mała lampka, sygnalizująca, że coś może być na rzeczy i koniecznie muszę to sprawdzić. Nie żałuję. Przepadłam tak szybko, że nim się zorientowałam, kończyłam ostatnie strony, będąc pod wrażeniem, jak szybko minął mi czas z bohaterami wykreowanymi przez Agatę Sawicką.
Autorka oczarowuje piórem, barwnymi opisami i tym \”czymś\”, czego wielu powieścią brakuje, a co trudno jednoznacznie zdefiniować. Debiut Agaty Sawickiej wciąga niczym wir wodny, przyprawiając ac o przyjemny zawrót głowy. Tą historią delektowałam się jak ulubionym smakołykiem, mając świadomość, że po zjedzeniu ciastka, nadal będę je miała. Historia ta jest lekka, romantyczna, momentami odrobinę mroczna, a wówczas nie sposób nie poczuć tych przyjemnych dreszczy biegnących wzdłuż kręgosłupa i tego zniecierpliwienia i niemożności znalezienia sobie miejsca w oczekiwaniu na kolejną scenę.
Tą książką się żyje, czuje się ją i jest się aktywnym uczestnikiem opisanych na jej kartach wydarzeń. Nieważne, czy są one w danej chwili współczesne, czy przenoszą na kilka dłuższych chwil w przeszłość.
Niespokojne serca zachwycają emocjami, jakby historia ta została oprószona nimi, niczym ziemia śniegiem zimy temu. Nie można od tego widoku i tych emocji oderwać wzroku, póki koniec brutalnie nie przekuje tej bańki.
Agata Sawicka opisami odmalowała przepiękne obrazy miejsc, ludzi i relacji międzyludzkich. Miałam wrażenie, że kreślenie kolejnych stron było przyjemnością samą w sobie, czystą igraszką, a zarazem wyzwaniem, by spleść wszystkie wątki w całość, która zapiera dech i przede wszystkim potrafi zaskoczyć nie raz i nie dwa. Udało się. Bezapelacyjnie się udało.
O postaciach, które pojawiają się na kartach tej powieści, można by pisać wiele, bo i ich samych jest spora garstka, ale… Wystarczy chyba dodać, że bohaterowie wykreowani przez autorkę wzbudzają ogrom sympatii. No może poza rodzicami głównej bohaterki, ale przecież w każdej książce muszą być czarne charaktery, choćby delikatnie zarysowane. Nie mogłabym za to nie wspomnieć o Nusi, bo skradła moje serce od pierwszej chwili, bo jest uosobieniem babci, o jakiej marzy każde dziecko (choć ja narzekać nie mogę). Dzięki niej ta książka zyskała nieprawdopodobnie dużo ciepła.
Debiut Agaty Sawickiej uzależnia. Po jego skończeniu czuje się niedosyt i rozgoryczenie, że trzeba czekać na więcej, które nie wiadomo kiedy nastąpi. Niespokojne serca zachwycą jednak każdego, kto uwielbia obyczajówki, w których przeszłość miesza się z teraźniejszością, wpływając na siebie w różnym stopniu. Zachwyci także ukazaniem miłości, która miewa wiele twarzy, tajemnicami oraz tą szczyptą magii, która skrzy się w powietrzu w trakcie czytania. Koniecznie przeczytajcie!
Michalina Foremska