Leonardo Da Vinci jest kultową postacią, od pewnego czasu mamy nomen omen renesans jego odkryć i zachwytu nad tym genialnym twórcą. Wyprzedzał swoje czasy o całe epoki, jego odkrycia do dziś napawają nas pełnym zdziwienia szacunkiem, bo przerastają nas żyjących w XXI. Mamy wysyp książek poświęconych da Vinci i ja też pokusiłam się na jedną z biografii, ale celowałam w coś bardziej nietuzinkowego. Moja wiedza o nim nie była wielka, znałam jakieś powszechne fakty, kojarzyłam znane obrazy, ale o życiu Leonarda nie wiedziałam zbyt wiele, uznałam, że to dobra pora, żeby te braki nadrobić. Książka, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Marginesy, jest świetna dla tych, którzy nie przepadają za encyklopedycznymi biografiami, a cenią sobie lekki styl.
Mike Lankford niejako zaprasza nas na kanapę do siebie do domu, by snuć gawędziarską opowieść o Leonardzie jako nie tylko genialnym twórcy, człowieku renesansu, ale o tym, jakim był człowiekiem, skąd się wywodził i co go ukształtowało. Pochodzenie jego nie predestynowało go do wielkości, był synem nieślubnym, a jest duże prawdopodobieństwo, że jego matka była niewolnicą, zresztą dziś badania wykryły jego bliskowschodnie pochodzenie, o ile dziś nie byłoby to nic strasznego, o tyle wtedy… no spory skandal. Autor prowadzi nas przez życie Leonarda w następujący sposób, na początku każdego rozdziału mamy kalendarium pokazujące nam co się działo wtedy na świecie, bo autor wychodzi z założenia, że te czynniki też nas kształtują, nasze otoczenie wpływa na to, jakim jesteśmy człowiekiem. Dodatkowo książka jest bogato ilustrowana, solidnymi kolorowymi obrazami, rycinami co dla mnie jest ogromnym plusem.
Co mnie najbardziej urzekło to gawędziarski styl autora, daleki od suchej narracji, którą zwykle znajdujemy w biografiach. Tutaj widać żywe zainteresowanie autora tym, kim był i jak żył da Vici. Ta książka jest świetnie wyważona, doskonale wypośrodkowane proporcje, ani nie dominuje ta strona twórcza, ani obyczajowa, one się przeplatają i tworzą fajny, spójny całościowy obraz. Chętnie bym poczytała więcej książek tego autora, nawet w ramach renesansu, bo jest sporo fajnych postaci, a autor ma wspaniałe pióro.
Rozwalił mnie już na początku, nazywając swoją biografię bękartem i nakazując, aby czytelnik miał pod ręką jakieś lepsze biografie, brawo za dystans. Ja nie jestem jakąś da Vinci-maniaczką i raczej nie będę zgłębiać każdego aspektu życia Leonarda, więc jakoś nie będę szukała kolejnych, ta mi wystarczy, żeby wiedzieć, o co chodzi i jak rozmowa przy piwie zejdzie na temat Leonarda da Vinci – kto prowadzi burzliwe dyskusje przy alkoholu, wie, że schodzą one na różne tematy – to będę miała coś do powiedzenia.
Katarzyna Mastalerczyk