Bywa niekiedy tak, że nie możemy uciec od pracy nawet, jeśli bardzo chcemy, nawet, kiedy wywiera ona na nas negatywny wpływ. Szczególnie w zawodach stanowiących swego rodzaju misję, wymagających poświęcenia, ważne jest zachowanie pewnego dystansu, łatwiej jest jednak o tym mówić, niż to realizować. Pełne poświecenie sprawie przynosi bowiem satysfakcję, ale również rezultaty. Gorzej, jeśli nie w pełni rekompensują one strat poniesionych w wyniku naszej aktywności z których większość systematycznie zubaża nasze życie, powodując nieodwracalne skutki. Niekiedy budzimy się z tego transu dopiero wówczas, kiedy w wyniku nadmiernego zaangażowania sił fizycznych i umysłowych w sprawę tracimy zdrowie lub też od wciąż nieobecnego członka rodziny odsuwają się bliscy. Niekiedy jednak w wyniku splotu wydarzeń dostajemy od losu szansę, by się obudzić i w porę zadbać o to, co posiadamy.
Szansę taką otrzymał właśnie komisarz Guido Brunetti, pytanie jednak, czy będzie w stanie wykorzystać ja w pełni. Zaangażowany w pracę mężczyzna symuluje chorobę, by uchronić kolegę przed negatywnymi konsekwencjami zachowania. Podczas przesłuchania pewnego aroganckiego mężczyzny w sprawie śmierci dziewczyny, która prawdopodobnie otrzymała od niego tabletkę ecstasy, podwładny Brunettiego, Pucetti, niemal zaatakował podejrzanego. Jedynie rzekome zasłabnięcie Brunettiego zapobiegło katastrofie, jednak sprowadziło na komisarza kłopoty w postacie lekarza i zatroskanej żony.
Z zaleceniem kilkutygodniowego odpoczynku Brunetti zostaje wypisany ze szpitala i, po uzgodnieniu z Paolą, zostawią z dziećmi, sam natomiast wyjeżdża do letniej rezydencji ciotki Constanzy. Ten okazały budynek, wzniesiony w osiemnastym wieku jako dom letni, będący okazją do ucieczki rodziny przed upałami i morowym powietrzem Wenecji, teraz stoi pusty. Na terenie należącym do rezydencji mieszka jedynie dozorca doglądający majątku, wraz ze swoją córką i jej rodziną. Osobliwy i dość oschły Davide Casati odpycha swoją osobowością wielu ludzi, jednak z komisarzem nawiązuje nić porozumienia. Tyle tylko, że pewnej burzliwej nowy dozorca znika, zaś kilka dni później funkcjonariusze odnajdują go martwego, zaplątanego w linkę od łodzi. Śmierć Casatiego wygląda na wypadek, wszak podczas burzy mógł się potknąć, a linka zaplątać wokół jego stóp, tyle tylko, że podejrzliwa natura Brunettiego i jego zawodowa intuicja, podpowiadają coś innego…
Czy rzeczywiście mamy do czynienia z wypadkiem, czy jednak z morderstwem? Odpowiedzi na to pytanie poszukiwać będziemy wraz z Brunettim w kolejnej już książce Donny Leon, poświęconej temu sympatycznemu choć nieco specyficznemu funkcjonariuszowi. Powieść \”Doczesne szczątki\”, opublikowana nakładem Oficyny Literackiej Noir Sur Blanc, nie jest jednak typowym kryminałem, mało tu bowiem zwrotów akcji, pościgów czy krwi. To raczej leniwie tocząca się powieść, w której działalność policyjna czy pragnienie wykrycia sprawcy stają się powodem do tego, by zachwycić nas pięknem okolicy, a także tradycjami. Temu wszystkiemu towarzyszy dość schematyczna fabuła, co jednak nie powinno przeszkadzać miłośnikom klimatycznych historii, a także wielbicielom wszystkiego, co włoskie.
Na kartach książki znajdziemy bowiem nie tylko osobliwych bohaterów, ale przede wszystkim wspaniałe opowieści o ludziach, o kulturze i sztuce, panujących we Włoszech zwyczajach. Ta swego rodzaju mozaika spostrzeżeń na temat Wenecji, na temat wielkich dzieł, artystów czy niezwykłej atmosfery okolicy, w której przebywa komisarz, może zachwycić, ale też zniechęcić. Dlatego też wielbicielom brawurowych akcji policji czy trupów na każdej ze stron, lekturę gorąco odradzam. Zachwycą się tym osobliwym kryminałem natomiast ci czytelnicy, którzy kochają piękno i którzy potrafią docenić pietyzm, z jakim Donna Leon tka swoją opowieść.
Justyna Gul