\”Kalendarz z Dziewuchami\” Ady Johnson kojarzę tylko dlatego, że wpadłam kiedyś na tę książkę w księgarni. Urzekła mnie okładka, ale coś sprawiło, że jednak po \”Kalendarz…\” nie sięgnęłam. Dlatego ucieszyłam się, gdy mnie zapewniono, że jego znajomość nie jest niezbędna do lektury \”Kroniki strasznego dworku\”, najnowszej powieści autorki. Ta historia z samego opisu brzmi wybornie: jak połączenie literatury pensjonatowej, \”Wszystkiego czerwonego\” Joanny Chmielewskiej i tradycji nawiedzonych domów w mglistej Szkocji. Któż by się nie połakomił na obietnice takich rozrywek?
Ada, bohaterka \”Kalendarza z Dziewuchami\”, osiadła na dobre na Wyspach Brytyjskich, ma kochającego męża, dzieci i fantastycznych przyjaciół – parę Szkotów w podeszłym wieku, którym przypomina kogoś z ich przeszłości. Z tego też powodu Deidre, przemiła staruszka przypominająca nieco pannę Marple, postanawia podarować Adzie dworek w Szkocji. Jedyny warunek? Nowa właścicielka nie może sprzedać tego daru, ma się nim dobrze zaopiekować i zamieszkać w nim, najlepiej na stałe. Bohaterka z początku nie wyobraża sobie przeprowadzki i życia w starym dworze, ale postanawia spróbować: spędzić w Leśnej Sadybie (vel Strasznym Dworku) wakacje w towarzystwie najbliższych. Potem ma podjąć decyzję, czy przyjmie ofertę Deidre. Jak nietrudno się domyślić, wakacje okazują się jedną wielką przygodą, z okazjonalnym niebezpieczeństwem w postaci niedoszłego mordercy-niedojdy, zjawy Szalonej Matyldy oraz wyczynów księcia o wdzięcznym imieniu Barnaba. Ada pewnie sama straciłaby głowę, na szczęście ma wokół siebie właściwych ludzi na właściwym miejscu: kochającą mamę, niezastąpionego męża Rośka, dwójkę wspaniałych dzieci i przyjaciółki, które wraz z najbliższymi chętnie uczestniczą w eksperymentalnym pobycie w dworku. Nie zabraknie dreszczyku emocji, ale też masy śmiechu i przeuroczych nieporozumień.
\”Kronika Strasznego Dworku\” to idealna lektura na smutny czas. Jest ciepła, optymistyczna, a wątek okołokryminalny przypomina kryminały z przymrużeniem oka Chmielewskiej. Chociaż początkowo można się pogubić w plejadzie bohaterów i relacji między nimi, z czasem widać wyraźnie różnice między nimi i nie trzeba rozpisywać sobie na kartce, kto jest kim. Ta mnogość bohaterów oznacza też mnogość wątków, a między nimi fantastyczną historię Sardynek, która jest poprowadzona zupełnie naturalnie, bez zachwycania się własną postępowością, w boleśnie niekiedy realistyczny sposób – ale ze szczęśliwym zakończeniem.
Bohaterów powieści Ady Johnson nie da się nie lubić. Narratorka jest cudownie optymistyczna i bezpośrednia, a jej szczerość nie zamienia się w chamstwo ani bezczelność. Rosiek ma w sobie sporo z typu \”oswojonego drwala\”. Mama to największa powierniczka, która żyje w trochę innej rzeczywistości, ale zawsze jest gotowa Adę wspierać. Każda z przyjaciółek to osobna historia i oddzielny żywioł. Najbardziej wyrazisty jest, ma się rozumieć, książę Barnaba, mimowolny sprawca licznych zamieszań i nieporozumień, któremu urok osobisty pomaga wyjść obronną ręką z każdych tarapatów. Każdy jest tutaj sympatyczny i każdemu można współczuć, nawet niedoszłemu mordercy czy niefortunnemu przemytnikowi. Potrzebujemy takich książek: trochę cukierkowych, choć niepowodujących próchnicy, takich, w których każdy z bohaterów ma swoje racje i swoją motywację, i każdy ma choć jedną pozytywną cechę.
Bawiłam się przy lekturze bardzo dobrze, ale bawiłabym się znacznie lepiej, gdyby nie jeden, niestety dość poważny minus. Otóż o ile dowcipne parafrazy i wielokrotnie złożone zdania sprawdzają się w narracji, o tyle dialogi wypadają sztucznie, a co gorsza: są kompletnie niezróżnicowane. Można zrozumieć jednego czy dwoje bohaterów mówiących kwiecistym językiem, bawiących się słowem i płynnie przechodzących od poetyckości w urzędniczą nowomowę, ale kiedy mówią tak wszyscy, zaczyna ten zabieg męczyć. Bardzo brakowało mi \”prawdziwych\” dialogów, napisanych takim językiem, jakim mówią żywi ludzie. Poza tym mankamentem jednak \”Kronika Strasznego Dworku\” to znakomite czytadło w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Joanna Krystyna Radosz