Sięgając po tą książkę myślałam, ze dowiem się o najnowszych technologiach, robotyce. Dostałam to, a jakże, ale nie tylko. Chiny 5.0 to przerażająca, dobrze napisana polemika. Chiny wkraczają w kolejny etap ewolucji: jako najbardziej kreatywne supermocarstwo na świecie w zakresie sztucznej inteligencji, w którym nie ma prywatności danych, a cały kraj jest dynamicznym laboratorium testowym dla niespotykanej dotąd technologii nadzoru.
Kai Strittmatter, mieszkający częściowo w Chinach, częściowo w Niemczech, ale ogólnie człowiek świata, opisuje, w jaki sposób Chińska Partia Komunistyczna próbuje się odnowić i jak wspomaga tą odnowę sztuczna inteligencja, zaawansowane techniki nadzoru i manipulacji w Internecie. Książka omawia również powiązane tematy, takie jak manipulowanie językiem w celu osiągnięcia tych samych celów. Do dla nas, Europejczyków, harmonizacja jest zupełnie czym innym niż w Chinach.
Autor dzięki swojej pracy w Chinach w latach 2012-18 odwołuje się do szerokiego zakresu źródeł, w tym między innymi osobistych doświadczeń i artykułów partyjnych. W ten sposób uzyskujemy przekonujący obraz próby przeprowadzanej przez obecnego chińskie przywództwo, zmierzającej do stworzenia \”nowego autorytaryzmu\”. Oprócz cenzury, rozrośniętej do granic możliwości, przewyższającej nawet zapędy Mao i Stalina, obejmuje to różne schematy określające, co czyni \”dobrym obywatelem\”. Kiedy my odchodzimy od szkół z ocenami i tablic motywacyjnych w przedszkolach, Chiny tworzą bazy danych z systemem punktów przyznawanych za różne rodzaje zachowań, które nie są wyraźnie polityczne – na przykład punkty można odliczyć za biegnie przez ulicę na czerwonym świetle. Mniej punktów to np. niemożliwość podróżowania szybką koleją, znalezienia pracy czy mieszkania.
Ale to nie wszystko, na co zwraca uwagę autor. Omawia wpływ, jaki państwo autorytarne wywiera na zachowanie osobiste. W szczególności opisuje, w jaki sposób aktywnie podważana jest solidarność między obywatelami, co prowadzi do kultury cynizmu. Ludzie nie wiedzą co to bezinteresowność. O dziwo uważa się tu nawet, że tacy są właśnie Chińczycy, że mają to w genach i widząc inne zachowanie np. mieszkańców Tajwanu często sami mieszkańcy kontynentalnych Chin doznają szoku. Bo jak to – przecież Tajwańczycy to też Chińczycy, a potrafią się jednoczyć, pomagać, słuchać się nakazów bez widma kary, sami z siebie.
Najciekawsze jest ukazanie walki z zachodnimi wpływami, widoczne szczególnie w sieci. Znikają blogi, twitty, wreszcie znikają ludzie w więzieniach. Choć jak wiadomo marksizm korzeni w Chinach nie ma. Choć czasem za bardzo autor skupia się na dyskredytowaniu obecnego rządzącego, Xi Jinpinga, często porównując jego początki rządów do Erdogana czy Trumpa, co nie brzmi zbyt optymistycznie dla USA czy Turcji, to uważam, że warto zobaczyć Chiny jego oczyma.
Monika Kilijańska