Anioł Stróż. Postać skryta za mgłą domysłów i wierzeń, czasami musi się nieźle natrudzić, by ochronić swoich podopiecznych. Bywa jednak i tak, że czeka już tylko na sąd ostateczny, na którym to wyznaczy karę za wszelkie przewinienia. Kto by nie skorzystał z takiej okazji?
Panienki Liszkowskie i ich służka nie miały pojęcia, że niewinna i podyktowana znudzeniem zabawa oznaczać będzie ich koniec na ziemskim padole. Gdy trzy mało rozgarnięte niewiasty trafiają przed oblicze swojego Anioła Stróża, ten pokrótce przytacza im ich grzeszki i niecne uczynki i wyznacza pokutę. Odpracowywać ją będą nie gdzie indziej, a we własnym pałacu.
Kilkaset lat życia, nowych mieszkańców i historii, na której tle toczą się ich losy. Lukrecja i Kornelia wraz ze swą służką muszą wieść swoje życie jako duchy i zamieszkiwać swoje dawne włości, czyli pałac w Liszkowie. Co się zmienia na przestrzeni lat i co ukrywać będą mury posiadłości? Zmarłe szlachcianki wcale nie będą miały zbyt łatwo, wszak kto by się cieszył na prawie pięć wieków aresztu domowego.
To nie pierwsze spotkanie z prozą Pilipiuka. Wcześniej zaczytywałam się w jego dziełach krótszych i dłuższych, wciąż na nowo odkrywając jego twórczość. Upiór w ruderze skusił mnie okładką, obietnicą lekkiego pióra i szerokim przekrojem czasowym powieści. Czy to był strzał w dziesiątkę?
Od pierwszych stron powieść niemalże mnie pochłonęła. Nic nie było w stanie odciągnąć mnie od losów panien Liszkowskich i kolejno występujących zdarzeń obrazujących ich losy, a właściwie karę za grzechy. Areszt domowy nabrał całkowicie nowego wydźwięku. To jakich cech użył autor podczas tworzenia swoich postaci, ma nie małe znaczenie. Są charakterystyczni, zmieniają się na przestrzeni lat i wielu wydarzeń. Łatwo się z nimi zżyć i z przyjemnością śledzić ich losy.
Konstrukcja opowieści nie jest skomplikowana. Napisana prostym językiem, świetnie wpisuje się w tło historyczne. Burzliwe losy mieszkańców pałacu i zmieniająca się historyczna aura okraszone są satyrą, z której autor słynie. Jego zabawy historią, formą i bohaterami sprawdzają się tu znakomicie. Wszystko współgra chronologicznie. Wydarzenia noszą znamiona czasów, pojawiające się postaci podkreślają dany okres historii swym zachowaniem. Nie można też zapomnieć o ilustracjach Andrzeja Łaskiego, które cieszą oko i wspomagają wyobraźnie czytelnika. To świetna kreska, która współgra idealnie z całością.
Bohaterowie i historia, czyli co skusi was najmocniej.
Upiór w ruderze zapada w pamięć w dwóch aspektach. Ideologii, przedstawianej niezwykle realnie i przystępnie oraz postaci. Czytelnik nie ma problemu, by wczuć się w całą historię, gdyż autor zadbał o lekkość, prostotę i autentyczność. Pilipiuk jak nikt inny potrafi przyciągnąć czytelnika, skusić go formą i humorem, jakiego nie znajdziesz nigdzie indziej.
Tym razem nie tylko dostajemy starego mistrza, ale i nowe spojrzenie na pisanie i tworzenie postaci. Upiór w ruderze nie pozwoli wam się zgubić. Wszystko spisane chronologicznie prowadzi nas poprzez czasy zabawne i mroczne. To wszystko okraszone satyrą, w której autor odnajduje się od zawsze, to dla czytelnika uczta. Nie ma się do czego przyczepić. Całość wciąga, historycznie jest bez zarzutu, a i zabawa okazała się jedną z lepszych w moim czytelniczym życiu. Upiór w ruderze broni się całkiem nieźle. Fani twórczości autora z pewnością będą uradowani.
Marta Daft