Tytaniczna praca – to pierwsza myśl przychodzą mi do głowy, gdy miałabym określić krótko książkę Giles\’a Milton\’a pt. \”D-Day\”. Określenie to pasuje tak i do pracy, którą wykonał autor – historyk by napisać tą fascynującą książkę, jak i do przedmiotu sprawy, jakim jest słynne lądowanie w Normandii w 1944 r, czyli otwarcie przez aliantów frontu zachodniego II Wojny Światowej i będące jednocześnie początkiem końca III Rzeszy.
O wydarzeniu jakim był \”D-Day\” napisano już wiele, nakręcono wiele filmów. Widząc gruby tom, jakim jest ten tytuł spodziewałam się raczej ciężkiego do przebrnięcia opracowania historycznego, pełnego dat, nazwisk, skomplikowanych nazw sprzętu i jednostek, szczegółowej analizy przebiegu działań wojennych.
Te wszystkie szczegóły są obecne w tej książce, jednak są niezwykle zgrabnie wplecione w opowieść którą ułożył autor.
Właśnie, ułożył autor? Przecież sprawa dotyczy wydarzeń które miały miejsce, są dobrze udokumentowane, opisane, nawet żyją ich uczestnicy. To co tu układać?
Tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy – tej tytanicznej pracy: Giles Milton opowiada nam o lądowaniu poprzez zbiór wspomnień uczestników tamtych dni. Uczestników dodajmy będących po obu stronach barykady, od generałów po zwykłych szeregowych, a nawet francuskich cywilów. Mnóstwo osób opowiada tę historię ze swojej perspektywy, to co widziało, to co zapamiętało, czego się obawiało, jakie emocje nimi targały.
Autor odbył oszałamiającą ilość rozmów, zdobył mnóstwo świadectw dotyczących tego wydarzenia, następnie ułożył to wszystko w fascynującą opowieść.
Minuta po minucie. Pojedyncze słowa. Retrospekcja. Obawy. Marzenia. Najprostsze instynkty.
Strach. Adrenalina. Rozpacz. Braterstwo. Nadzieja.
Poznamy \”D-Day\” zarówno z perspektywy sztabu Eisenhowera, z potężnego bunkra w którym bronili się przerażeni niemieccy nastolatkowie, z plaży, niemalże czując w zębach piasek wymieszany z krwią przyjaciół.
To nie jest łatwa książka, ale piekielnie wciągająca w rollercoaster wydarzeń 1-szego dnia lądowania w Normandii. Brutalna…ale taka musi być, bo śmierć przychodziła wtedy nader łatwo.
Wydaje się że nie ma tu dobrych i złych, po przeczytaniu pojawia się nienawiść – do wojny.
A na tym chyba powinni nam najbardziej zależeć. Pamiętać i nie powtórzyć.
Karolina Guzik