Trzeba niezwykłej siły charakteru lub ogromnej pracy nad sobą, żeby nie pozwolić przeszłości zniszczyć swojej teraźniejszości i przyszłości. O tym, jak destrukcyjne mogą być minione doświadczenia wie tylko ten, kto nie mógł się od nich uwolnić, kto wciąż wracał do nich wspomnieniami, komu nie pozwoliły iść do przodu. Nie zawsze jednak mamy świadomość swoich problemów, nie zawsze wiemy, że schematy działania, które wciąż powtarzamy, nigdy nie doprowadzą nas do innego rezultatu. Niekiedy w takie sytuacji pomaga spojrzenie na problem z perspektywy drugiej osoby, niekiedy konieczna jest psychoterapia, czasami zaś wystarczy rozmowa. Niezależnie jednak od tego, coś musi zainicjować moment zmian, musimy uświadomić sobie problem i świadomie się z nim zmierzyć. Dużo łatwiej jest, kiedy mamy przy sobie wspierające nas osoby, choć nie jest to warunek skutecznych zmian. Nie zawsze też potrafimy w tych osobach znaleźć oparcie, na wszelki wypadek stosując wobec nich zasadę ograniczonego zaufania, nie dopuszczając do siebie myśli, że ktoś może nas bezwarunkowo pokochać, zaakceptować takimi, jacy jesteśmy.
Takim wsparciem jest dla Anny mąż, choć ona mimo tego nie może uporać się z traumą z dzieciństwa. Wszyscy po kolei ją zostawiali, teraz więc nie umie poddać się miłości i zaufać, jej poczucie bezpieczeństwa jest mocno zachwiane. Mimo iż wspólnie mają gromadkę dzieci, a on zawsze stoi przy niej, niezależnie od tego co się dzieje. Trudno się jednak dziwić, że nie może uwierzyć, że ktoś mógłby ją na tyle pokochać, by przy niej zostać. W wieku niemowlęcym straciła ojca, z którym później niestety nie mogła nawiązać kontaktu – zmarł, kiedy miała osiemnaste lat, nie było dane nawet jej się pożegnać, choć latami czekała z utęsknieniem na jego powrót. Opuściła ją również matka, dla której stała się przeszkodą w jej nowym życiu. Zresztą, słaba istota, nie zasługiwała nawet na miano matki, dając sobą manipulować kosztem dziecka. Tym sposobem Anna, wychowana przez apodyktyczną, toksyczną babkę i pojawiającego się w tle dziadka alkoholika, nie jest w stanie stworzyć zdrowej relacji, bo nigdy nie miała jej wzorca.
Czy nadejdzie dla niej moment przebudzenia? Czy w końcu uzdrowi swoją miłość? Czy sama ze sobą znajdzie nić porozumienia i czy w końcu odetnie się od traumatycznej przeszłości? Czy bliski koniec może być nowym początkiem, a choroba – szansą do odrodzenia się? To tylko kila z pytań, które pojawiają się w trakcie lektury powieści Marioli Sternahl, pt. \”Ocean uczuć\”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Novae Res książka, będąca pierwszym tomem serii zaskakuje nieszablonową budową i trudnym tematem, przedstawionym w taki sposób, że prowokuje nas do rozważań, na temat własnej sytuacji, popełnianych błędów, zbytniego przywiązania do przeszłości, ale też może zainicjować proces zmian.
Lektura książki pomóc może osobom uwikłanym w toksyczne relacje, a także tym, którzy tych relacji nie potrafią zbudować na zasadach partnerstwa, bezgranicznej miłości i zaufania. Mimo dość prostej fabuły, zwraca uwagę innowacyjność podejścia do tematu, choć niestety książka nie jest wolna od wynurzeń i moralizatorskiego tonu, który sprawia, że całą sytuację obserwujemy niejako zza szyby, nie mogąc w pełni wczuć się w akcję. Być może to wynik tego, że czytamy niejako opowieść autorki, opatrzoną jej komentarzami, już samo słowo wstępne dystansuje nas do historii i tego dystansu nie jesteśmy już w stanie pokonać. Tym samym po skończonej powieści mamy wrażenie pustki, bowiem ciężko w przeżycia bohaterki się zaangażować, ciężko odczuwać jej emocje. A szkoda, bowiem w pomyśle tkwił wielki potencjał, szkoda tylko, że nie został wykorzystany?
Justyna Gul