Miłość na sprzedaż niemal zaczęła wyskakiwać mi z lodówki. Gdzie bym nie spojrzała, tam pojawiła się ta przyjemna dla oka okładka. Biorąc to za jakiś trudny do zdefiniowania znak, postanowiłam przekonać się, cóż takiego jest w tej książce, że wszyscy ją zachwalają!
Po zapoznaniu się z opisem nie oczekiwałam zbyt wiele. Właściwie spodziewałam się poprawnej powieści. Poprawnej w tym sensie, że plasującej się w połowie skali – ani złej, ani rewelacyjnej. Po prostu lektury na jakieś pochmurne popołudnie, czy wieczór z kubkiem gorącej herbaty i kocem dla utrzymania temperatury. I dokładnie to otrzymałam. Przyjemną, niezobowiązującą lekturę, z którą co prawda spędziłam miło czas, ale więcej do niej nie wrócę. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że znajdzie się wiele kobiet, które będą tą historią oczarowane dużo bardziej niż ja i świadczą o tym wysokie noty na różnych stronach.
Zdecydowanym plusem tej książki jest lekki styl autorki. Sandra Robins prowadzi fabułę Miłości na sprzedaż w przyzwoitym tempie, które z czasem zaczyna pędzić jak rollercoaster – szczególnie na końcu i tym samym jest to najsłabszy punkt całej książki – ot pstrykamy palcami, przekręcamy 2 strony i odkładamy książkę, bo oto nastąpił koniec. Jak w telenowelach pojawia się The End ubrany w ozdobną czcionkę, który wiadomo, co zwiastuje (poza zakończeniem oczywiście).
No dobrze, ale zostawmy w spokoju zakończenie, wróćmy jeszcze na chwilę do książki. Technicznie jest ona poprawnie napisana. Są mniejsze i większe zwroty akcji, są gorętsze i letniejsze sceny, jednak są one rozpisane tak, że działają na czytelniczą wyobraźnię, a o to właśnie chodzi w książkach dla kobiet, nieprawdaż?
Oczywiście mogłabym się przyczepić do tego, że jest to bardzo schematyczna fabuła, którą chwilę po rozpoczęciu lektury można przewidzieć, ale nie uczynię tego, bo dobra rozrywka nie musi być wymagająca, przede wszystkim ma nam pozwolić na relaks, a ta książka zdecydowanie to czyni.
Co do bohaterów wykreowanych przez Sandrę Robins, to są oni poprawni, biorąc pod uwagę gatunek, do jakiego zalicza się książka. Typowy macho i drobna, acz przyjemna dla oka niewiasta, a duet ten podkręcony homoseksualnymi bohaterami i rodzinnymi powiązaniami.
Czy więc polecam Miłość na sprzedaż? Pewnie! Jeśli rozglądacie się za czymś niezobowiązującym i lekkim z odrobiną pikanterii, co umili Wam czas i pozwoli oderwać się na kilka godzin od szarej rzeczywistości, to będzie to dobry wybór.
Sabina Ślusarz