Więzienie na Pawiaku było już wcześniej. Gestapowcy je sobie tylko przywłaszczyli, jak wiele innych rzeczy i praw, także prawo do decydowania o życiu innych. I tam to prawo wcielali w życie. Na mężczyznach, kobietach, dzieciach… Za różne rzeczy, za niewinność, konspirację, za chęć pozostania Polakiem.
Nie umiem opisać słowami tego, o czym przeczytałam. Nie ma takich słów, które nie uderzałyby w patos lub wręcz przeciwnie, nie wchodziły w banalne stwierdzenia i nie umniejszały ofiary tych, którzy tam oddali życie lub przeżyli, by nieść w sobie pamięć o tym, co się tam działo. Sylwia Winnik znalazła odpowiednie słowa. Stała się tą, która pamięta, która niesie opowieść ludzi z tamtych czasów dalej, by nikt nigdy nie mógł zapomnieć, by prawdy nie zatarł czas. Wbrew tym, którzy uznają, że to już nieważne, bo było, minęło, a może nigdy nie miało miejsca. Autorka wie, jak ważna jest pamięć historyczna, jak ważne jest ocalenie od zapomnienia wspomnień ludzi, dla których wojna nie była przeszłością, a rzeczywistością, bo oni odchodzą i swoje wspomnienia zabierają ze sobą. Tutaj mamy te wspomnienia podane na tacy, bez konieczności zadawania krępujących pytań, bez konieczności zastanawiania się, co powiedzieć osobie, która w Pawiaku traciła nadzieję, godność, człowieczeństwo, która przeżyła coś, co nam się nie śni w najgorszych koszmarach. Czuję ogromną wdzięczność za ten ogrom pracy, za każdą rozmowę, odkopaną pamiątkę, ożywione wspomnienie. Za to, że zdecydowała się wrócić z tymi ludźmi do czasów ich dzieciństwa i zgłębić tajemnicę ofiar i katów. Ich strachu, nadziei, odczłowieczenia.
Każda historia jest inna, niektóre zaczynają się łagodnie, inne od razu rzucają nas pod nogi gestapo, ale z każdej przebija to samo: ogromna tęsknota za wolnością, za Polską, niezrozumienia tego, jak człowiek może zrobić coś takiego człowiekowi. I choć ta książka wstrząsnęła mną mniej, a może zwyczajnie inaczej, od Dziewcząt z Auschwitz, dopiero tu doszłam do wniosku, że kaci też się bali. Bo jak można inaczej wyjaśnić takie bicie, poniżanie, takie nieludzkie zachowanie, jak tylko strachem przed Polakami? Bo tylko tchórz bije tak, by nie dostać na odlew, tylko tchórz używa przemocy. A chwilę później przychodzi myśl, że nawet strach nie usprawiedliwia tego bestialstwa, że wtedy wychodziła z ludzi najgorsza natura. I znów nie tylko o Niemcach mowa, wielki ukłon dla autorki za pokazywanie prawdy, choć czasem bolesnej, i rozprawianie się z opinią o złym Niemcu i wielkich Polakach. Po każdej stronie stali ludzie dobrzy i zwyczajnie podli.
Dzieci z Pawiaka to wspomnienia młodych, którzy przeżyli. To wstrząsa najbardziej, bo cóż winne takie dziecko? Jednak to też świadectwo o ludziach czynu, nie tylko dorosłych, bo te dzieci też walczyły, o ludziach, którzy ukształtowali tamto pokolenie, byli przesłuchiwani na Szucha, cierpieli na Pawiaku, a stamtąd ruszali w dalszą drogę za oprawcami. Czasem wolni, czasem już tylko w drogę do obozu.
Literatura wojenna jest ciężka, trudna, bolesna. Tym bardziej, jeśli nie mówi o suchych faktach, tylko stoją za nią ludzie, namacalni, opowiadający swoją historię, pełną emocji, wzruszeń i obrazów wyrytych pod powiekami, na zawsze.
Nie przeżyłam wojny, tylko o niej czytałam. Dzięki Sylwii Winnik historia staje się bardziej żywa, bardziej \”faktyczna\”. Dziękuję. Bo zapomnieć nie wolno, a same fakty nie przemawiają do ludzi tak, jak snuta opowieść.
Katarzyna Boroń