Jestem z pokolenia, które nie miało Facebooka, kiedyś miało się znajomych z realu, później przyszły SMS-y, czaty, fora, nasza klasa, a później nadeszła era Facebooka. Dla mnie ta zabawa zaczęła się na studiach, właściwie nie wiem, po co założyłam konto. Pamiętam, że na czwartym roku już, zamiast się uczyć, grałam w grę na Facebooku ze znajomymi z roku, ale głównym miejscem komunikacji i podtrzymywania znajomości była Nasza Klasa, a później okazało się, że wszystko jest na fejsie, nie ma imprezy bez selfiaka, a ładny spacer ma obowiązkową przerwę na zrobienie fotki na relację. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że to medium to nie tylko możliwości, ale ryzyko, pewnie gdzieś z tyłu głowy to mamy, ale jak poważnie o tym myślimy?
\”Nabici w Facebooka\” to książka napisana przez człowieka, który z tym portalem zetknął się od kuchni u zarania jej funkcjonowania. Rekomendował osoby, które teraz zarządzają tą stroną, uczestniczył w podejmowaniu kluczowym decyzji, odradziła Zuckerbergowi sprzedanie Facebooka, chociażby Google\’owi. Tymczasem teraz budzi się i dostrzega zagrożenia, które niesie ta platforma, zwłaszcza w kontekście demokracji, wpływania na wielką politykę. Roger Mcnamee nawet pisał listy do szefostwa Facebooka, ale nie doczekał się satysfakcjonującej reakcji, dlatego pisze książkę i chce nas ostrzec.
Opis – przyznam się – zainteresował mnie, bo bardziej spodziewałam się opowieści o negatywnych skutkach uzależnienia od swojego życia. Tymczasem książka ta, to historia tego, jak media społecznościowe wpływają na nasze życie i jakim zagrożeniem są dla demokracji. Na pewno autor zwraca uwagę na ciekawe zagadnienie, ale robi to dosyć monotonnie. Dużo miejsca poświęca autopromocji. Uważam, że przedstawienie siebie we wstępie byłoby wystarczające, jako uzasadnienie, tymczasem autor za dużo opisuje siebie, swoje dokonania, miejsca, w których pracował. No i druga sprawa, która najbardziej zaważyła na moim odbiorze. Ja zakładam, że ludzie mają swój rozum. Media społecznościowe zbierają oczywiście dane o nas, stąd reklamy torebek, gdy piszemy z kimś o butach, ale nawet wszechwiedzący Facebook nie może sprawić, że człowiek weźmie długopis i zagłosuje na kogoś innego, niż chce. Dlatego nie mogę się zgodzić z autorem. U zarania jego tezy, demokracja ma to do siebie, że ludzie dokonują wyboru, owszem bywają manipulowani, karmieni obietnicami, kłamstwami, ale od tego mamy mieć mózg, by go użyć i odsiać ziarno od plew, chociaż może faktycznie przy następnych wyborach popatrzę na to wszystko pod innym kątem.
Katarzyna Mastalerczyk