“Dom numer pięć” to jedna z najnowszych książek Justyny Bednarek, autorki słynnej serii o skarpetkach. Tym razem mierzy się ona z tematyką młodzieżową – prześladowaniami rówieśników, niepełnosprawnością młodego człowieka, emocjami czy przyjaźnią. Do sprawy podchodzi jednak w sposób, którego chyba próżno szukać we współczesnej literaturze.
Historia dotyczy Piotrka, dwunastoletniego chłopca, który w wyniku postępującej choroby traci stopniowo wzrok. Jego przypadłość separuje go od rówieśników, sadza na ławce rezerwowych na lekcjach wychowania fizycznego i czyni ofiarą klasowego osiłka. Aż pewnego dnia okazuje się, że Piotrek umie grać w piłkę i nie tylko – wraz ze swoim prześladowcą trafia do innego świata, w którym sytuacja nieco się odmienia i to Piotrek staje się “tym silniejszym”.
Autorka doskonale – choć w sposób dostosowany do wieku czytelnika – przedstawia świat w wymiarze niewypowiedzianej wojny, jaka toczy się między ludźmi. Wskazuje, czym potrafi być czająca się pod skórą niechęć do drugiego człowieka, eksplodująca choćby w słowach. Przy czym nie epatuje tak dziś modnym absolutyzowaniem ofiar, nie czyni kogokolwiek wyłącznym winowajcą, a przedstawia zjawiska występujące między ludźmi jako wspólną sprawę. Ten temat został tu ujęty mądrze i z wyczuciem.
Piękne w tej opowieści jest również to, że z chorego chłopca nie czyni się bezradnej ofiary pozbawionej ludzkich cech. Do kwestii niepełnosprawności Justyna Bednarek podchodzi tu z rozsądkiem. Wskazuje problemy, z jakimi mierzy się niemal niewidomy chłopiec, jednocześnie nie pozwalając patrzeć na niego jedynie przez pryzmat choroby. Krytycznie przedstawia tendencje do spisywania takich dzieci, niejako “na straty”, niczego od nich nie wymagając, niczego się po nich nie spodziewając, wyręczając we wszystkim. Autorka stawia na drodze swojego bohatera kilka osób, które traktują go normalnie, popychają do przełamania trudności i do wykorzystywania posiadanych zdolności. Ponadto wskazuje, że niepełnosprawność nie czyni z nikogo nieskazitelnego aniołka o wrażliwych piórkach, bo w każdym drzemią trudne emocje, z którymi musi się zmagać.
“Dom numer pięć” to kolejna świetna pozycja na koncie Justyny Bednarek, choć nieco odmienna od serii o skarpetkach czy “Babcochy”. Mniej tu humoru, więcej refleksji (choć i w “Babcosze” jej nie brakowało). Autorka mierzy się tu z niełatwą materią, ponadto tę niełatwą materię musi ubrać w słowa odpowiednie dla młodego czytelnika. Czyni to po mistrzowsku, nie idzie po linii najmniejszego oporu niesienia chwilowej pociechy w przegranej “tych złych”. Justyna Bednarek konfrontuje czytelnika z niedoskonałościami świata i człowieka poprzez wskazanie pewnych mechanizmów nimi rządzących. I nawołuje do odpowiedzialności za swój kawałek świata.
Iwona Ladzińska