Nareszcie ukazał się trzeci tom najnowszej opowieści Katarzyny Enerlich, opowiadający historię akuszerki Stanisławy, jej córki Marianny i kolejnych pokoleń kobiet z ich rodu. Pierwszy tom – “Akuszerka z Sensburga” – sięga lat dwudziestych ubiegłego wieku, kiedy to młodziutka Kurpianka Stasia w tragicznych okolicznościach traci męża i rodzi córkę. Rezolutna dziewczyna trafia na Mazury, gdzie w końcu ona, a w drugim tomie – “Ziele Marianny” – również jej córka, układa sobie życie. Tom trzeci, “Dom na Wygonie”, dotyczy lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych ubiegłego wieku. I kontynuuje historię trzech już dorosłych kobiet – Stasi, Marianny i Nadziei, a także małej przedstawicielki czwartego pokolenia rodu.
Tytułowy “Dom na Wygonie” to kurpiowska chata z pierwszego tomu powieści, zbudowana przez męża Stasi, Edmunda. Odegra on tu pewną rolę, podążając za bohaterkami do ich nowej małej ojczyzny. To wymowny symbol dla całej opowieści, bardzo zresztą charakterystyczny dla świata przedstawianego w dziełach Katarzyny Enerlich, gdzie własny wiejski dom zdaje się synonimem poczucia bezpieczeństwa i niezależności.
Powieść opiera się na prostocie codzienności. Stasia, Marianna i Nadzieja przeżywają swoje miłości i rozczarowania, podejmują wyzwania biznesowe i życiowe, starają się odnaleźć w trudnej codzienności. Sensacji nie ma tu żadnej, po prostu życie kobiet pragnących samodzielności i odnajdujących swoje miejsce w życiu. Na tym poziomie jest to takie kobiece czytadło, chwilami bardzo przyjemne, choć pozbawione wielkich, namiętnych romansów z idealnymi mężczyznami.
Jest tu jednak również wyraźna warstwa historyczna, którą trudno przecenić. Wielka historia dociera tu głównie jako echo wielkich wydarzeń dziejących się gdzieś dalej, tutaj przejawiających się jedynie problemami z zaopatrzeniem sklepów czy zdobyciem materiałów budowlanych. Wszystko to widziane z perspektywy szarego człowieka, który musi w tej rzeczywistości się odnaleźć. Wyraźniej zarysowane są tutaj wątki historii lokalnej. Autorka przywołuje w swojej opowieści, najczęściej nieżyjących już, miejscowych artystów czy pracowników ośrodków kultury. Opisuje istniejące w latach siedemdziesiątych w Mrągowie sklepy i lokale gastronomiczne, pisze o rozrastaniu się miasta. Dla Mrągowian może to być ciekawa podróż sentymentalna.
Tom trzeci, podobnie jak poprzednie, upojnie pachnie ziołami. Autorka nie omieszka wplatać w tok narracji opisu przygotowywania kwiatów lilaka na herbatę czy listy składników naturalnego mydła. Często też swoim bohaterkom daje okazję do przebywania w lesie, wśród zieleni czy w wiejskiej chacie przysypanej śniegiem. Miłość Katarzyny Enerlich do cichych zielonych miejsc i prostego życia wśród drzew i ziół tchnie niemal z każdej strony.
Język opowieści jest niezupełnie literacki, przynajmniej nie w klasycznym znaczeniu. Co prawda wyobraźnia autorki jest pełna liryzmu i historia naznaczona została przez jej iście literacką wrażliwość, jednak w sferze języka, konstruowania zdań wyraźnie przebija zacięcie dziennikarskie, chęć przekazania informacji. Nie czynię z tego zarzutu, choć podczas lektury książek Katarzyny Enerlich odczuwam pewną niewygodę, jakiś brak. Niezależnie jednak od tego bardzo cenię jej twórczość i nieodparcie tęsknię do jej kolejnych powieści. Cenię je głównie za warstwę historyczną i obecność ciszy, zieleni, prostoty, które zawsze wychyną gdzieś w toku narracji, a wręcz nieustannie kryją się gdzieś między słowami.
“Dom na Wygonie” to dobra i ciekawa opowieść, acz bardzo kobieca w swoich tęsknotach i rozkładanych akcentach. Pozbawiona tak dramatycznych wydarzeń, jak te opisane w “Akuszerce…” i niestety mniej esencjonalna. Dotyczy innych czasów, innego życia, nieco bardziej przygasła, ale wciąż pociągająca tą prostotą życia i odbiciem historii w losach bohaterów. Książka jest domknięciem pewnych spraw z poprzednich części – ktoś umiera, ktoś odnajduje swoje pasje, stare zawody miłosne dogasają, a dom, w którym wszystko się zaczęło, podąża za kobietami i staje się świadkiem sceny końcowej. Jednak moment, w którym powieść się kończy, pozostaje na tyle otwarty, że aż prosi się o kontynuację. Mam szczerą nadzieję, że autorka nie poprzestanie na trylogii. Choć może ten moment, gdy stare widma zdają się wracać, jest najbardziej wymownym zakończeniem.
Iwona Ladzińska