Kilka lat temu nastąpił, niczym fajerwerki w noc sylwestrową, boom na historie inspirowane bajkami i baśniami, które uwielbiają dzieci, a w szczególności dziewczynki, bo to one wpatrzone są w królewny, księżniczki oraz inne kobiece postaci, marząc, by stać się kiedyś jedną z nich. Moda na retellingi trwa i nic nie zwiastuje, by kiedykolwiek miała się skończyć. I chociaż współczesne wersje znanych opowieści często okazują się całkiem przyjemna dla oka, to niezaprzeczalny jest fakt, że niektóre z nich nie powinny ujrzeć światła dziennego.
Takim przypadkiem jest inspirowana historią o syrenie powieść Louise O’Neill “Pod taflą”. Kto by się spodziewał, że piękna, wręcz bajkowa okładka, jakiej nie powstydziłaby się oryginalna “Mała syrenka”, skrywa niezbyt urocze wnętrzne.
Zacznijmy od tego, że powieść przez mniej więcej połowę swojej objętości jest nudna jak flaki z olejem, bezbarwna jak woda w menzurce, a fabuła wlecze się jak żółw. Można się nad tą książką zwyczajnie zaziewać. Później wcale nie jest lepiej, choć oczywiście w końcu coś tam zaczyna się dziać. Niestety jest to tylko króciutki zryw, a bieg wypadków szybko wraca na stare tory, zaserwowane czytelnikowi na “dzień dobry”. Gwoździem do trumny tej książki są luki fabularne. Nawet nie przykładając się specjalnie do lektury, bez trudu można zauważyć, że pewne następujące po sobie zdarzenia tworzą pozbawiony logiki ciąg. Niektóre wątki i epizody pojawiają się nagle, bez żadnego uzasadnienia fabularnego, i wkrótce urywają się, a czytelnik zostaje bez odpowiedzi, za to z wieloma pytaniami i wątpliwościami. Może miało być tajemniczo, nie wiem, dla mnie było to irytujące.
Samo pióro autorki również mnie nie urzekło. Było sztywne, pozbawione emocji. Przez kilka godzin poświęconych na lekturę “Pod taflą” ani razu absolutnie niczego nie poczułam. Miałam wrażenie, że brnę przez jałową pustynię nicości. Opisy miejsc i krajobrazów nie pobudzały mojej wyobraźni, a przecież powieści z gatunku fantasy mają naprawdę szerokie możliwości, jeśli chodzi o ukazanie świata przedstawionego. Powinnam poczuć chłód morskiej wody u jego dna, piekące słońce czy charakterystyczny słony zapach powietrza towarzyszący nadmorskim zakątkom.
Bohaterowie wykreowani przez Louise O’Neill wołają o pomstę do nieba, choć w tym przypadku może raczej do Posejdona albo jakiegokolwiek innego wodnego bóstwa. Autorka podzieliła wszystkich na dwa obozy. Jeden to mężczyźni, w tym trytoni, którzy są źli do ostatniej łuski na ogonie. W ich przypadku pisarkę poniosła wyobraźnia aż nadto. Co prawda można szukać usprawiedliwienia tym, że “Pod taflą” miało być manifestem feministycznym, ale… No coś nie zagrało. Męski gatunek został przedstawiony jako najpodlejszy z najpodlejszych, lubujący się w bitkach i pięknych kobietach, które mają być ich ozdobą, którymi mogą cieszyć oczy i pysznić się przed innymi przedstawicielami swojej płci. Do tego traktują kobiety, w tym syreny, jak trofeum i środek do osiągnięcia celu, nie biorcą pod uwagę ani ich uczuć, ani ochoty czy też braku ochoty na seks.
Temu złu ma się przeciwstawić syrenka Gaia, która nakreślona została przez Louise O’Neill na rezolutną pannę, potrafiącą zawalczyć o siebie i swoje przekonania, w tym także uczucia. Jednak czego można spodziewać się po ledwie szesnastoletniej dziewoi z ogonem, która omamiona pożądaniem, w te pędy wywraca swoje życie do góry nogami i sama stawia się w roli, przed którą uciekała? Finalnie okazuje się postacią mocno infantylną i irytującą, bo, co tu dużo pisać, jej zachowania są po prostu głupie. Ale to nie wszystko…
Książka przeznaczona jest dla młodzieży z tak zwanej grupy young adult, a główna bohaterka odkrywa przyjemność w onanizowaniu się i czeka niecierpliwie, aż Oliver umieści swojego penisa między jej nogami. Czyste szaleństwo. Doprawdy każda matka nastolatki marzy o tym, by córka czytała podszyte erotyzmem książki, w dodatku popychające młode dziewczyny do rozpoczynania życia seksualnego w tak młodym wieku i, co gorsza, łączenia seksu z przyjemnością, zamiast z głębszą relacją. Rewelacja! Oczywiście czujecie ten sarkazm, prawda?
Po przeczytaniu powieści nasuwa mi się na myśl takie podsumowanie: Rodzice powinni w pierwszej kolejności zapoznać się z tym, co chcą czytać ich pociechy, niezależnie od wieku, a może szczególnie w przypadku nastolatków.
Michalina Foremska