Gdy pojawia się temat końca ludzkiej
cywilizacji, często pojawiają się opowieści o olbrzymich
meteorach, nuklearnych wojnach, bądź jak wolą niektórzy, o ataku
obcych. Niewielu dostrzega jednak, że już od lat powolutku, kawałek
po kawałku sami siebie zabijamy. Po co angażować kosmitów,
człowiek sam się wykończy, do samego końca twierdząc, że nic
takiego nie robi.
Ślepe stado to dramatyczna i bardzo
plastycznie przedstawiona wizja upadku świata, jaki znamy. Powieść
liczy sobie już ponad czterdzieści lat (po raz pierwszy ukazała
się w 1972 roku), ale upływ czasu w niczym nie zmienił jej
wydźwięku, odbioru i przesłania. Pokusiłabym się nawet o
stwierdzenie, że obecnie może wywierać jeszcze większe wrażenie,
ponieważ przedstawiona w niej wizja zniszczonego przez człowieka
świata staje się coraz bardziej realna. Z jednej strony mamy
agresywną eksploatację wszystkiego, co się da, poczynając od
lasów tropikalnych, a na odwiertach w dnach mórz kończąc i
bezmyślne zatruwanie ziemi, wody i powietrza odpadami (bo to tańsze
niż ich względnie bezpieczne usuwanie w specjalnie do tego
przeznaczonych miejscach). Z drugiej strony stoi z kolei nieefektywna
polityka proekologiczna, pomysły na ochronę środowiska, zwykle
pięknie prezentujące się w teorii, lecz niemożliwe do
przeforsowania w praktyce. I ślepota, z głupoty bądź wygodnictwa,
na konsekwencje takich działań. Brzmi znajomo? Chyba nawet za
bardzo. A powieść bardzo obrazowo przedstawia, do czego w
konsekwencji może to doprowadzić.
Zagłębiając się w lekturę, widzimy horror,
który krok po kroku staje się coraz bardziej realny. Zagłada
planety następuje powoli, ale z każdym kolejnym miesiącem coraz
bardziej przyspiesza i zdaje się całkowicie nie do powstrzymania.
Powietrze jest tak zanieczyszczone, że nie można nim oddychać bez
specjalnej maski z filtrem. Woda została skażona tak, że nie
nadaje się nie tylko do picia, ale nawet przemycia skóry. Ziemia
została wyjałowiona do tego stopnia, że nic nie może na niej
wyrosnąć. Szybko rozprzestrzeniają się choroby, wobec których
znane lekarstwa są po prostu nieskuteczne. Praktycznie każdy cierpi
na silną alergię, podrażnienia skóry, problemy z żołądkiem. By
się ratować, ludzie faszerują się tabletkami i sztucznie
produkowanym jedzeniem, które są ich jedynym ratunkiem, a przy tym
coraz bardziej pogarszają ich stan. Koło się zamyka.
Narracja prowadzona jest w dość specyficzny
sposób, który początkowo utrudniał mi wciągnięcie się w
lekturę, ale ostatecznie okazał się doskonałym pomysłem,
podkreślającym dramatyzm przedstawianych wydarzeń. Obok regularnej
osi fabularnej, w każdym z rozdziałów pojawiają się również
krótkie fragmenty artykułów prasowych, oficjalnych wypowiedzi
przedstawicieli władz, programów telewizyjnych, a czasem strzępki
rozmów przypadkowych osób. Wszystkie w mniej lub bardziej
bezpośredni sposób nawiązują do bieżącej akcji, a w momencie
gdy ta przybiera naprawdę katastrofalny obrót, w niesamowity sposób
podkreślają grozę tego, co dzieje się nie tylko z bohaterami, ale
całym światem.
Ślepe stado to wprawdzie moje pierwsze
spotkanie z twórczością Brunnera, ale już trzecia pozycja jego
autorstwa w najbardziej obiecującym ?dziecku? Wydawnictwa MAG,
Artefaktach. Po tak udanym spotkaniu wiem, że sięgnę
również po poprzednie, a do poznania twórczości autora gorąco
zachęcam wszystkich fanów dobrej fantastyki.