Często trafiam na książki, które przyciągają mnie od
tak zwanego pierwszego wejrzenia. I nie chodzi tu o okładkę, a opis. Przeczytam
fragment notatki od wydawcy i wiem, że to będzie coś godnego uwagi.
Powieść Montefiore zapowiadała
się zagadkowo, wydarzenia rozgrywające się na dwóch płaszczyznach czasowych,
tajemnica rodzinna. Bardzo lubię w ten sposób nakreśloną fabułę. Rozwiązywanie
tajemnic z przeszłości, tego w jaki sposób mają wpływ na teraźniejszość.
Właśnie z tą nadzieją sięgnęłam po Córkę
pszczelarza, licząc na interesujące podróże w czasie, analizowanie
przeżyć bohaterów. Porównywania życia ukazanego dawniej i później, po upływie
kilkudziesięciu lat.
Autorka zabiera czytelnika na wyspę.
Tekanasset w stanie Massachusetts, to właśnie tam poznajemy okolicznych
mieszkańców. Jest ich niewielu, jak i sama wyspa, dlatego każdy zna swojego
sąsiada, jego najbardziej skrywane sekrety. Nic się nie ukryje przed wszystko
widzącymi oczami, mieszkanek Tekanasset. Toteż kiedy do miasteczka przybywa
rockowy zespół z Anglii, wywołuje w matkach dreszcze przerażenia, a córkach
ekscytację. Jedną z dziewcząt jest Trixie, zakochuje się w wokaliście o
imieniu Jasper, młodzieniec jest uroczy, pięknie śpiewa i urzeka dziewczynę swoją
osobowością, ale jak to bywa w małej społeczności, wieści prędko się rozchodzą,
potajemne spotkania, wywołują falę plotek i spekulacji.
Grace martwi się o córkę, pierwszej miłości nie można
uniknąć, tylko kim jest przejezdny chłopak, jakie ma zamiary? Czy nie zrani
jedynej ukochanej córki? W dodatku ukochany Trixie niespodziewanie musi
wyjechać, obiecując, że wróci. Bo tylko na jakiś czas muszą się rozstać, ale
niebawem będą już zawsze razem. Jak złudne bywają obietnice, jak często słowa
nie mają pokrycia w czynach…
Wspierając jedynaczkę w oczekiwaniu na
ukochanego, który jak się okazuje, nie jest zwykłym turystą z Anglii,
szukającym szczęścia w Ameryce, Grace wspomina własne lata młodości spędzonej w
małym angielskim miasteczku. W tym miejscu zaznała wiele szczęścia,
odziedziczyła po ojcu fascynację pszczelarstwem, jak i samymi pszczołami, za
sprawą których potrafiła odnaleźć wewnętrzny spokój. Tam też, poznała dwóch
mężczyzn. Obecnego męża Freddiego, oraz tego z którym nigdy być nie mogła. I
chociaż ich serca zwróciły się ku sobie, oboje wiedzieli jakie są realia.
Niebawem też wybuchła wojna, życie każdego mieszkańca uległo zmianie. Ona wraz
z mężem niespodziewanie opuściła rodzinne strony. Tak postanowił Freddie. Nie
protestowała, miała nadzieje, że z biegiem lat ich małżeństwo będzie takie jak
powinno, ale widać wojna wyryła trwałe blizny w sercu niegdyś radosnego
młodzieńca. Nauczyła się nowego życia, oboje przywykli do porządku dziennego
jaki wspólnie ustalili. Aż do czasu pojawienia się na wyspie Jaspera…
Matka i córka. Nie mają pojęcia jak ich historie
miłosne mogą być podobne do siebie. Jak los czasem lubi zatoczyć koło.
Długo zbierałam się do przeczytania Córki pszczelarza, miałam
świadomość, że książka na pewno przypadnie mi do gustu, a jednak, swój czas
musiała odleżeć na półce. W końcu kiedy przyszła pora, zasiadłam do czytania i
wsiąkłam. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, jak dotąd nie
przeczytałam żadnej jej książki. Na szczęście już od pierwszych stron poczułam,
że pióro Montefiore wpasowuje
się w moje gusta. Historia jaką ukazuje nie należy do odkrywczych, a mimo tego
wciąga czytelnika już od pierwszych stron. Bardzo interesowały mnie opisy
dotyczące zajmowania pasieką, zachowań pszczół. Niesamowite ile dowiedziałam
się za sprawą tej książki.
Wczułam się w historię Grace całą sobą, w dodatku
czułam się rozdarta między dwoma mężczyznami. Rozumiałam jej rozterki,
zastanawiałam się co by było gdyby, jednocześnie mając świadomość zakończenia.
Czasy w jakich przyszło dorastać i podejmować decyzje nie należały do łatwych.
Dawniej rządziły konwenanse, małżeństwa nie z miłości, a wybrankiem z tej samej
klasy społecznej. I chociaż te reguły wydawały się brutalne, to mam wrażenie,
że były słuszne. Trudno jest sobie wyobrazić by osoba żyjąca według własnych
zasad, nagle musiała zrezygnować z tak zwanej wolności i stać się niewolnikiem etykiety. Dla
kogoś, kto wychowywał się z dala od podobnych norm, wydawało się czymś
niepojętym. Jakby zamknięcie w klatce z której można było wychodzić w
odpowiednim czasie i za aprobatą większości. Koszmar.
Grace miała świadomość swojego pochodzenia, Rufus
również. Lecz serce nie sługa, trudno jest przejąć ster kiedy zabije szybciej.
Wyrwane chwile, spojrzenia, zakazane słowa. Tylko tyle i aż tyle.
Później podobny los czekał Trixie. Pomimo, że czasy
już się zmieniły i rzekomo nikt nie zwracał uwagi na odgórnie narzucone idee,
trudno było sprzeciwiać woli starszych. Tylko odważni stawiali na swoim,
walczyli o własne marzenia, czy do takich ludzi należał Jasper? Czy historia
Trixie mogła zakończyć się szczęśliwie? I jakie sekrety zostawili za sobą w
rodzinnym miasteczku rodzice? Zgorzkniały ojciec i posłuszna matka?
się nie czyta, historia sama się opowiada, my musimy tylko przewraca kolejne
strony. Szczerze polecam!