Z pozoru wydaje się, że kobieta nie powinna narzekać, bo i dlaczego? Cóż… jak widać, życie składa się głównie z pozorów.
Wydawało się, że osiągnęła wszystko, o czym marzyła. Zdobyła
wykształcenie, zawód. Niestety rzeczywistość jest mniej pozytywna. Na
koncie coraz szybciej uciekają pieniądze, rachunki zaczynają się
piętrzyć, lodówka świeci pustkami, na domiar złego traci najlepsze
klientki.
W końcu przychodzi dzień, kiedy zamyka swoje puste
mieszkanie, zbiera najpotrzebniejsze rzeczy i ucieka do Krakowa.
Odetchnąć innym powietrzem, wrócić pamięcią do czasów, kiedy jej głowa
była nabita marzeniami i snuciem pięknych perspektyw. Planuje spotkać się z
wujem Augustem, w końcu to dzięki jego protekcji udało się jej osiągnąć
wiele rzeczy.
W Krakowie będzie musiała stawić czoła
teraźniejszości i przeszłości. Tutaj stanie przed nowymi zadaniami,
pozna Brzytwę – którą można poznać w innych tytułach autorki. Z dosyć
oryginalną osobowością. Jednak to dzięki niej będzie umiała poradzić z
tym, co przyszykowało życie. W Krakowie rozpoczęła się jej przygoda z
dorosłością, i to miasto ponownie odegra ważną rolę.
Wiele razy
pisałam, jak bardzo lubię twórczość Sowy. Cenię jej trafność spostrzeżeń
sposób, w jaki zmusza czytelnika do refleksji nad własnym życie.
Dlatego, kiedy zobaczyłam zapowiedź Tymczasem, byłam ogromnie
zainteresowana.
Przyznać się muszę, że miałam ogromny problem z
wgryzieniem się w fabułę. Drażniła mnie postać bohaterki. Nie umiałam
wejść w jej rolę, utożsamić z postacią. W zasadzie bardzo często podczas
czytania w mniejszym lub większym stopniu znajduje wspólne mianowniki z
bohaterami. Tutaj niestety wszystko było dla mnie trudne.
Zdaje
sobie sprawę, że autorka chciała i prawdopodobnie trafnie zwróciła uwagę
na sposób, w jaki żyje się w dzisiejszych czasach. Wybieramy wymarzone
uczelnie, kończymy edukację z dyplomami. Biegniemy radośnie w
poszukiwaniu pracy, która będzie spełnieniem oczekiwań. I nagle realia
zrzucają na ramiona ciężar porażki i rozczarowania. Bo miało być tak
pięknie. Zdobyty dyplom miał otworzyć tyle furtek, sprawić, że świat
stanąłby otworem. Niestety, rzeczywistość brutalnie sprowadza na ziemię.
Zakończona szkoła, wynajęta kawalerka, z trudem opłacane rachunki, aby starczyło do 1.. Jedzenie
z torebki, przy dobrych wiatrach można na promocji wyrwać coś na zapas.
A gdzie życie na poziomie? Gdzie wyjścia do kina, gdzie wspólne wypady
na weekend z przyjaciółmi. Jest praca, jest wypłata – no dobrze,
bardziej przetrwalnik. Życie tymczasem. W kawalerce, która ma
kilkanaście metrów kwadratowych. Na tak zwanych walizkach. Upchanych
rzeczach w kartonach. Bo znowu nie wystarczyło na kupno regału, ale może
w następnym miesiącu? Los zrzuci pod nogi umowę o dobrze płatną pracę,
która będzie dawała poczucie satysfakcji. Niby niewiele, a tak trudno
osiągnąć.
Książka ukazuje nam bohaterkę, która znalazła się w
dziwnym miejscu swojej drogi. Ma pracę, która miała być wymarzoną, ale
co z tego, skoro nie stać jej na rachunki. Zajmuje się czymś, co wydawało się, ustawi jej życie na poziomie,
a okazało się, że nie może odpowiednio zapełnić lodówki. Jest zmęczona
trwaniem z dnia na dzień, czekaniem na zmianę, na coś, co sprawi, że los
obróci złą passę. Zostawia Warszawę, partnera sypiącego z rękawa
złotymi radami. Teraz chce zobaczyć się z wujem, porozmawiać, sprawdzić
jak się miewa.
Trudno jest mi ocenić Tymczasem, ponieważ z jednej
strony czytało się bardzo ciężko, tak naprawdę męczyłam się w jej
towarzystwie. Jednak z perspektywy czasu muszę przyznać, że jest bardzo
wartościowa. Być może sięgnęłam po nią w nieodpowiednim momencie.
Zostałam przytłoczona problemami Monique.
Tego, na jakim etapie znalazło się jej życie. Nie chcę nikogo
zniechęcać, cenie sobie autorkę, nawet jeżeli teraz nie zgrałam się z
tytułem. Wiem, że i tak będę oczekiwała kolejnych pozycji.
Agnieszka Bruchal