W
końce zebrałam się w sobie i przeczytałam drugą część historii Raven, która to w poprzednim tomie bardzo
przypadła mi do gustu. Rzekłabym, że nawet bardzo jak na gatunek romansowy. Jak
wiadomo kategoria nie moja ulubiona, ale dla wampirów w nowym i jakże ciekawym
wydaniu zrobiłam wyjątek.
Byłam ciekawa co też, autor zaserwował w Shadow – opinie są niezwykle pozytywne, co jest miłym zaskoczeniem, ponieważ
zauważyłam, że drugie części często bywają tymi słabszymi. Dlatego obawiałam
się, czy i w tym przypadku tak się nie przytrafi.
Książka odczekała odpowiedni czas przy łóżku i w końcu udałam się na spotkanie
z Florencją oraz jej mroczniejszą stroną, gdzie krwiożercze wampiry szykowały
się do…
Książka rozpoczyna się w ciekawym momencie, nasza bohaterka ma urodziny zaś
ukochany, przyszykował jej dosyć osobliwy prezent. W sumie nie powinnam była
się zdziwić, wszak jest istotą nadnaturalną. No w każdym razie książę nie
bardzo spodziewał się reakcji swojej oblubienicy na widok, który ukazał jej
oczom.
W nocnym świecie dochodzi do intryg, kilkoro silniejszych wampirów knuje spisek
przeciwko temu, który zasiada na tronie od setek lat. Ktoś jest zdrajcą, ktoś
inny informatorem. Nie wiadomo komu można ufać.
Dotąd niezachwiany autorytet księcia, nagle zostaje nadszarpnięty. Coraz więcej
niebezpieczeństw czai się na skraju granic Florencji. Lada chwila a złe wieści
skupią uwagę Kurii, która nie będzie miała litości.
W związku wampira i śmiertelniczki wszystko układa
się jak należy. Oczywiście do czasu. Sielanka trwać nie może, ale chyba
żadne z nich domyśla się kim, jest dobrze znany człowiek, który w przeszłości
bardzo pomógł kobiecie. Tajemnice i tylko
fragmenty odpowiedzi na pytania. Coraz więcej się dzieje, akcja rozpędza się z
każdą stroną, a jakie będzie zakończenie?
Nie chcę zbyt wiele zdradzać z fabuły, dlatego też mój opis jest bardzo
skromniutki. Uważam, że każdy kto
zapoznał się z pierwszą częścią i zapałał do niej sympatią, nie ma innego
wyjścia a sięgnąć po Shadow, które nie tylko trzyma
poziom poprzedni, a podnosi poprzeczkę.
Nie pamiętam czy pisałam w poprzedniej opinii, ale w Raven dosyć długo się wgryzałam, tutaj nie miałam
tego problemu. Akcja pochłania już od pierwszych stron. I chociaż książka jest
z gatunku romans – za którym jak wiecie, nie przepadam, to jednak wiadome opisy
byłam w stanie zaakceptować. Może było kilka scen, które sobie po prostu
ominęłam. Bo ileż można czytać o ekstazie i całej reszcie. Mnie to nie sprawia
specjalnej frajdy. Jestem zwolenniczką gry słów i niedomówień. Bez
przysłowiowej \”kawy na ławę\”.
Niemniej jednak książka jest bardzo porządnie i ciekawie skonstruowana. Nie
jest to jakiś płytki romansik, gdzie główne postaci dążą tylko do spotkania w
wiadomym celu. Autor serwuje wiele smaczków związanych z historią sztuki, jest
wiele odniesień do przeszłości. Co mnie sprawiało najwięcej radości.
Reynard bardzo sprawnie operuje
słowem, dzięki czemu wykreowany fikcyjny świat, staje się bardzo wiarygodny.
Mamy tutaj sporo dat i nazwisk pokrywających się z prawdziwymi zdarzeniami czy
osobistościami, co sprawia, że całość tylko zyskuje w odbiorze.
Bardzo przypadła mi do gustu ta część, chyba jeszcze bardziej od poprzedniej,
ponieważ tutaj cały czas akcja jest dynamiczna. Nie można ani przez chwilę się
nudzić. Dodatkowo autor odkrywa coraz więcej kart, które sprawiają, że całość
jawi się jeszcze bardziej mrocznie. Byłam pochłoniętą lekturą do tego stopnia,
że nie zorientowałam się, kiedy dotarłam do zakończenia. Ze zdziwieniem
odkrywając, że właśnie czytam podziękowania od autora…
Teraz pozostało oczekiwanie do kolejnej odsłony, ciekawość co autor zaserwuje
swoim bohaterom. Już nie mogę się doczekać, mam nadzieje, że się nie zawiodę.
Seria jest bardzo ciekawie skonstruowana i oby zostało tak do końca.
Agnieszka Bruchal