Lubię sięgać po thrillery, by zaznać tego specyficznego poczucia strachu przełamywanego uspokajającymi myślami, że na całe szczęście jestem bezpieczna i mogę delektować się wspaniałą lekturą. \”Stukanie do mych drzwi\” zagwarantowało mi te emocje już w pierwszym rozdziale. A jak było dalej?
Terri Latham próbowała samą siebie przekonać, że niepokojące odgłosy dochodzące zza drzwi wejściowych to uderzenia gałęzi bluszczu. A może małe zwierzątko chroniące się przed niebezpieczeństwem? W końcu odważyła się pójść i sprawdzić, co jest źródłem tych dźwięków.
Nazajutrz Terri została znaleziona martwa w swoim ogrodzie, a policja w Liverpoolu zawrzała z oburzenia – ktoś ośmielił się podnieść rękę na jedną z nich! Przy brutalnie zamordowanej kobiecie znaleziono nieżywego ptaka z przyczepioną wiadomością. Nathan Cody, wraz ze swoją najnowszą współpracowniczką, a prywatnie byłą miłością -Megan Webley, ma przed sobą trudne śledztwo z wyjątkowo sprytnym mordercą w roli głównej. Mordercą, który ma do zrealizowania ważną misję i nie zawaha się przed kolejnymi zbrodniami…
Bohaterowie policyjnych thrillerów, prowadzący śledztwo mężczyźni zwykle się czymś wyróżniają, na przykład uszczerbkiem fizycznym, dysleksją czy problemami z przeszłości. U Nathana Cody?ego szybko zdiagnozowałam silną traumę z przeszłości. Mimo tego Nathan okazał się interesującą postacią, bardzo wrażliwą. Młody policjant przez jakiś czas pracował pod przykrywką, lecz pewne wydarzenie sprawiło, że zmienił specjalizację i obecnie pracował w wydziale dochodzeniowo-śledczym MIT (Major Incident Team). Cody ma problemy, nosi w duszy ból, który sprawia, że czasem emocje wymykają mu się spod kontroli i reaguje zbyt agresywnie. Czy ktoś taki jak on, powinien brać udział w niebezpiecznych akcjach, wymagających rozwagi? Jakie wydarzenie z przeszłości tak mocno na niego wpłynęło?
\”Stukanie do mych drzwi\” to thriller z brutalnymi i mocno sugestywnymi opisami. I jeśli do dosadnych obrazów ofiar morderstw jestem w jakimś stopniu przyzwyczajona, czytając wiele książek z tego gatunku, tak opis powolnych tortur mocno mnie poruszył. Autorowi udało się przez całą powieść odpowiednio utrzymać napięcie i nie tracić zainteresowania czytelnika, jednak tylko pierwszy rozdział wywołał u mnie strach spowodowany utożsamianiem się z przerażoną kobietą.
Porównania Davida Jacksona do Petera Jamesa, Marka Bilinghama czy Harlana Cobena okazało się całkowicie uzasadnione. Autor stworzył przemyślaną intrygę, potrafił na równi zaintrygować czytelnika śledztwem, osobowością głównego bohatera i zwierzeniami mordercy, jednocześnie dbając o to, by kluczowe informacje były skąpo dawkowane. Przedstawiony portret mordercy pokazywał rozmiar jego szaleństwa, ale nie zdradzał motywu i tożsamości, zostawiając te smaczne kąski na emocjonujący finał. Moje uznanie zdobyło także samo zakończenie – już wiem, że z dużym zainteresowaniem będę czekać na kolejną książkę z Codym w roli głównej.
Jagoda Miśkiewicz-Kura