Narratorkę historii, Cassie Taylor, poznajemy jako dorosłą aktorkę, znaną, choć – na cale szczęście – nie celebrytkę. Szykuje się do roli w kolejnym spektaklu, gdy dowiaduje się, że na scenie ma jej partnerować Ethan Holt, jej były kolega ze studiów, były chłopak i największe przekleństwo. Cassie jest jednak profesjonalistką i przecież nie zrezygnuje z roli tylko ze względu na dawne uczucia. Próbując racjonalizować, nie spodziewa się, że ponowne spotkanie z Holtem wywoła lawinę wspomnień.
Od tej pory wydarzenia biegną dwutorowo: obok współczesnej bohaterki widzimy Cassie sprzed kilku lat, świeżo upieczoną studentkę szkoły teatralnej – i zupełnie inną osobę. Nieśmiała, zahukana dziewczyna trafia do świata, w którym każdy już umie się sprzedać, a ona nie ma nic poza talentem i pasją do teatru, dla której pierwszy raz w życiu sprzeciwiła się rodzicom. Na dodatek w przeciwieństwie do nowych koleżanek ma niemal zerowe doświadczenie z płcią przeciwną, co szybko staje się jej głównym kompleksem i największą obsesją. A wszystko to za sprawą nieco pyskatego i zarozumiałego Ethana Holta. Losy Cassie, rozpaczliwie starającej się dopasować do grupy, oraz Ethana, demonstracyjnie idącego własną drogą, splotą się, gdy obojgu przyjdzie zagrać główne role w dyplomowym przedstawieniu – odważnej wersji \”Romea i Julii\”.
Fabuła tej książki brzmi banalnie. W ilu wariantach już to przerabialiśmy: ona, szara myszka i on, pewny siebie pan wszechświata, który z sobie tylko znanych przyczyn zwraca uwagę właśnie na główną bohaterkę? \”Romeo i Julia\” w różnych wariantach również pojawia się jako hymniczny utwór gatunku new adult. Dlatego też moje oczekiwania wobec książki Leisy Rayven były, nie ukrywam, dość niskie…
Dostałam za swoje.
Rayven nie łamie schematów z przytupem, nie rzuca wielkiego wyzwania new adult i literaturze erotycznej (umówmy się, seksu jest w \”Złym Romeo\” bardzo dużo). Robi to powoli, dyskretnie, tak, by nie rozczarować czytelnika, który do tego nurtu podchodzi z wysoce sprecyzowanymi oczekiwaniami. Przede wszystkim: Cassie bardzo szybko przestaje być szarą myszką, a granicząca z bucerą pewność siebie Ethana to maska, jedyna pozostałość po jego niegdysiejszym podejściu do życia. Bohaterowie zamieniają się miejscami: to Cassie okazuje się tą silną i gotową za wszelką cenę walczyć o Ethana i o ich uczucie, on zaś przeżywa liczne rozterki i wątpliwości. Ponadto Rayven bardzo zgrabnie i bez banałów sportretowała przemiany zachodzące w dorastającej dziewczynie, która wyrwała się z rodzinnego domu i próbując zasmakować dorosłości, w pierwszej chwili zachłysnęła się wolnością. Cassie mozolnie buduje świat wokół siebie, a deski teatru to, paradoksalnie, jedyne miejsce, w którym naprawdę czuje się sobą. Może dlatego, że grając, próbuje siebie w różnych rolach i eksperymentuje: z ciałem oraz duszą. Chociaż bowiem cielesność zajmuje sporo miejsca w powieści Rayven, to jednak jest nieodłącznie spleciona z duchem i psychiką. Autorka podejmuje temat inicjacji seksualnej, związków między seksem a miłością i tak palącego dla początkujących studentów problemu odnalezienia się w nowej rzeczywistości. Są już dorośli, są tak traktowani, ale nikt ich na tę dorosłość nie przygotował.
Za kulisami akademickiego teatru szaleje burza prawdziwych namiętności, ale to, co mnie najbardziej zachwyciło w tej książce, to właśnie odarte z hormonalnych burz dorastanie. Rozbudowane postacie i wiarygodne tło przyciągną starszego czytelnika. Ale i miłośnicy typowych historii spod znaku new adult nie będą narzekać – historia miłosna Cassie i Ethana nie jest ani prosta, ani pogodna. Pełno na niej wybojów i mierzenia się z trudną przeszłością.
W pierwszej wersji recenzji chciałam – nie spoilerując – napisać, że zakończenie urzekło mnie swoją prostotą w świecie książek, które \”kupują sobie\” czytelnika tylko piętrzeniem przed bohaterami coraz to większych traum. To coś świeżego i ożywczego, bo przecież w życiu też tak jest: zmieniają nas nie wielkie tragedie, a epizody, które komuś z zewnątrz mogą się wydawać niewarte rozterek. Potem jednak zauważyłam, że \”Zły Romeo\” to dopiero pierwsza część cyklu, więc trudno powiedzieć, ile mrocznej przeszłości Ethana wyjdzie na jaw w kolejnych tomach.
Mam nadzieję, że Rayven nie zmarnuje potencjału \”Złego Romeo\”. Czytało się świetnie, a tym, którzy porównują tę książkę do \”50 twarzy Greya\” radzę, żeby spojrzeli na Greya, potem na powieść Rayven i jeszcze raz na Greya, i uświadomili sobie różnicę klas. Różnica pierwsza: \”Zły Romeo\” jest napisany (i przetłumaczony!) bardzo sprawnie.