O Happysad można mówić wiele, ale najważniejsze jest to, że Ciało obce to po prostu stare, dobre Happysad. Nie wchodzą na nowe wody, nie testują nowych gatunków. Dalej brną w kierunku obranym lata temu i świetnie im to wychodzi. Każda z piosenek na płycie jest wyjątkowa, tak jak na przykład \”-1\”, która rzutem na taśmę znalazła się na publikacji a nagrywana była przy ognisku, na dyktaformie. I to także słychać, chociaż nie rzutuje w żaden sposób na jakość utworu. I chociaż utwory są wyjątkowe, to jednocześnie są takie same jak wszystkie inne.
Happysad utrzymuje poziom i jeżeli ktoś jest fanem, na pewno się nie zawiedzie, ale jednocześnie dają coś, co serwowane było już kilkukrotnie. Uwielbiam happysad i utwory takie jak \”Łydka\”, \”Taką wodą być\” czy \”Zanim pójdę\” i Ciało obce sprawiło, że na mojej twarzy zawitał uśmiech i przypomniałam sobie lata wstecz, kiedy namiętnie słuchałam zespołu, znów wracając do korzeni i kolejny raz przesłuchując ulubione utwory, wraz z nowymi, ale jednocześnie publikacja nie wniosła niczego nowego do ich dyskografii. Gdyby utwory zmieszać z wszystkimi z ich wcześniejszego dorobku, po prostu by się z nimi zlały.
Pomimo tego, płyta jest bardzo dobra i trzyma poziom a Happysad jest starym, dobrym Happysad\’em. Przyjemny zestaw utworów do odtworzenia w tle i zachłyśnięcia się tym wyjątkowym klimatem, który albo się lubi, albo się go nienawidzi. Bo nie znam ludzi, którzy lubiliby happysad trochę. Albo lubią i słuchają, albo to nie ich klimat i omijają szerokim łukiem. Ja lubię, słucham, choć ostatnio trochę rzadziej, do Ciała Obcego będę wracać i na pewno płyta zostanie pod moimi skrzydełkami, ale jednocześnie nie nazwałabym jej objawieniem roku.
A wielkim fanom happysad? Jak najbardziej polecam, bo jest to kawałek bardzo dobrej muzyki w dobrze już znanym klimacie, który się bardzo dobrze słucha i konsumuje.