poza zwykłą żałobą po śmierci człowieka pojawia się jeszcze inna –
żałoba po utworach, które już spod jego pióra nie wyjdą. Wówczas
pozostaje nadzieja, iż szafy nieboszczyka kryją w sobie zasoby nieznane
lub zapomniane, które autor – celowo czy przez niefrasobliwość – upchnął
gdzieś pod swetrami albo rachunkami za gaz i prąd. I wówczas tylko
czekać, gdy pojawi się taki – dajmy na to – \”Polot nad niskimi sferami\”
Mirona Białoszewskiego. Publikacja o tyle wyjątkowa, iż zawiera w
większości utwory, których autor nie zdecydował się – z różnych przyczyn
– dopuścić do druku. Wyciągnięte z szuflad – już przez to wydają się
czymś intymnym i nieoficjalnym
Pierwsze utwory poetyckie sięgają
1942 roku i – z konieczności – dotykają najtragiczniejszych czasów
dwudziestego wieku. Przedstawiają widoki ówczesnej poturbowanej Polski
łącząc odniesienia do chrześcijaństwa z widokiem gruzów – niby modlitwa
na zgliszczach. Gra Chopin, Żyd w łachmanach tuła się zagubiony, śmierć,
strata, smutek, a później nadchodzi zdziwienie, że oto ten sam świat
pełen niewyobrażalnych niebezpieczeństw staje się na powrót zwyczajnym
miejscem do życia.
Tym pierwszym wierszom bliżej do klasyki,
później forma – ale i treść – poematów zmieniają się. Im dalej, im
bardziej w głąb, tym więcej Białoszewskiego w Białoszewskim. Te kolejne
utwory, choć stopniowo nabierają \”białoszewskości\”, nie wszystkie
dosięgają – charakterystycznej dla późniejszych wierszy autora –
zwięzłej trafności przekazu. Niektóre są niejasne, trudno odgadnąć ich
sens – być może łatwiejsze jest to dla czytelników lepiej zaznajomionych
z życiorysem autora. Forma idzie tu za daleko – rozrywa sens. Zważywszy
jednak, iż są to po części wiersze odrzucone przez samego autora, nie
powinny być rozpatrywane w tych kategoriach, a raczej jako wgląd za
kulisy powstawania tych dzieł, które swoich oficjalnych premier
doczekały się za zgodą Białoszewskiego.
Poza poematami, w tomie
znalazło się też kilka przekładów poetycznych autorstwa Białoszewskiego
oraz dwa dramaty. Jakość przekładów trudno ocenić nie znając oryginałów,
jednak dają ogląd na tematy interesujące autora w poezji – religia,
mistyka, głębia przeżyć.
Dramaty również sięgają po obrazy religijne. Przez pierwszy przepływają dziwaczne nieco święte, chichoczące o \”grzeszkach świętych\”,
podczas gdy wierni umartwiają się w strachu. Drugi przedstawia ciekawą
wizję końca świata, w której współprojektantami tego wydarzenia są
wspaniali, legendarni wręcz artyści – nie do końca przekonani, czy chcą w
tym uczestniczyć. Wizja bardzo przypadła mi do serca i podziałała na
wyobraźnię – pod wieloma względami taką chętnie przyjmuję. Niesie w
sobie jakąś nadzieję, próbę poukładania, oswojenia pewnych wyobrażeń, lęków i spraw, które wiszą nad człowiekiem jak niewidzialna kosa. Te utwory dużo mówią o autorze.
Białoszewski
jest piękny w swojej pokraczności i prosty w zawiłości. Lubić go czy
nie lubić, to właściwie za jedno, bo on w pewnym momencie wydaje się po
prostu konieczny – choćby drażnił składnią i obracał słowa na nice.
Wgląd w jego warsztat od kulis to ciekawe doświadczenie – widzieć jego
poszukiwania i zmagania się z formą i jasnością przekazu to jak
podpatrywanie magika podczas nauki. Albo jak biografia \”zawodowa\” – historia dojrzewania poety.