\”Na
wodach Północy\” zwróciła moja uwagę od pierwszego
spojrzenia. Rzut oka na okładkę i opis wydawcy wystarczył, żeby
pobudzić moja wyobraźnię: czas akcji – połowa XIX wieku – i jej
miejsce: angielski statek wielorybniczy w rejsie po Morzu Arktycznym
– nasunęły skojarzenia z lekturami o tematyce polarnej, na czele z
niedawno czytanym \”Terrorem\” Dana Simmonsa i wywołały
wizje nieustraszonej załogi dzielnie walczącej tak z rozszalałymi
siłami natury, jak i słabościami ciała i ducha, zaś wspomniany
przez wydawcę w blurbie wątek brutalnego morderstwa na pokładzie i
perspektywa nieuchronnej konfrontacji między zabójcą a szukającym
prawdy i sprawiedliwości głównym bohaterem powieści w
ekstremalnych warunkach lodowego piekła wzbudził dodatkowy dreszcz
emocji.
Nic
natomiast nie przygotowało mnie na istną lawinę maksymalnie
intensywnych wrażeń oddziałujących nie tylko na wyobraźnię, ale
i na zmysły, w których dominowały wstręt, odraza, obrzydzenie. A
jednak powieść Iana McGuire\’a emanowała hipnotyzującą niemal
siłą przyciągania, fascynowała coraz bardziej z każdą odwracaną
stronicą i nie pozwalała oderwać się od lektury. Jak to możliwe?
Anglia,
rok 1859.
Na
statek wielorybniczy zaciąga się młody Irlandczyk Patrick Sumner –
lekarz wydalony z armii w atmosferze skandalu po pewnym incydencie,
jaki miał miejsce podczas powstania sipajów w Indiach. Choć załoga
nie budzi ani zaufania, ani sympatii, kapitan ma opinię wyjątkowo
pechowego, a pensja lekarza okrętowego jest bardziej niż marna,
Sumner nie może sobie pozwolić na wybrzydzanie i bez wahania
przyjmuje posadę. Pewnego dnia zgłasza się do niego wystraszony,
brutalnie okaleczony chłopiec okrętowy, zaś po kilku dniach na
statku zostają znalezione jego zwłoki. Wobec obojętności kapitana
i części załogi, Sumner, choć wolałby na dobre pogrążyć się
w oparach laudanum i rozpamiętywaniu przeszłości, postanawia
pomścić śmierć chłopca, odnaleźć i ukarać winnego zbrodni.
Inicjatywa lekarza nie budzi entuzjazmu nie tylko kapitana, który ma
swoje plany względem okrętu i niepotrzebne mu dodatkowe
zamieszanie, ale i niektórym członkom załogi, rzecz jasna na czele
z mordercą. Sumner musi stawić czoła nie tylko pedofilowi i
zbrodniarzowi, harpunnikowi Henry\’emu Draxowi, pozbawionemu
jakichkolwiek zasad moralnych, ale i nieoczekiwanym, dramatycznym
wydarzeniom zapoczątkowanym przez armatora statku i jego kapitana.
\”Na
wodach Północy\” to powieść, która odrzuca czytelnika na
wiele różnych sposobów, jednocześnie chorobliwie wręcz
intrygując – począwszy od wulgarnego, dosadnego języka bohaterów,
którzy nie bawią się w omówienia i bez ogródek nazywają rzeczy
po imieniu, a że nieszczęśliwie się składa, że w obszarze ich
zainteresowań są niemal wyłącznie portowe dziwki, szklanica
whisky i sposoby na szybkie, acz niekoniecznie uczciwe wzbogacenie
się, łatwo się domyślić, jak wyglądają ich rozmowy – poprzez
najbardziej odpychające przejawy ich fizyczności ( w męskim gronie
nie ma tematów tabu, nikt się niczego nie krępuje, zaś autor
niemal z lubością opisuje bezceremonialność wykonywania czynności
fizjologicznych, objawy chorobowe czy efekty zaniedbania oraz skutki
długotrwałego przebywania na pełnym morzu) oraz brzydotę ich
charakterów (najbardziej wyraziści bohaterowie to prymitywni,
bezwzględni prostacy, pozbawieni kręgosłupa moralnego i sumienia,
zdolni do wszystkiego) po wyjątkowo naturalistyczne, łamiące serce
opisy polowań na foki i niedźwiedzie oraz połowy wielorybów.
Ta
książka atakuje dosłownie wszystkie zmysły czytelnika, tak
sugestywny jest styl autora, tak plastyczne opisy, tak przygnębiająca
i straszna w swojej wielowymiarowej brzydocie wizja. Niemal czuć
smród moczu i ekskrementów, odór niemytych ciał czy sączącej
się z ran ropy, raz po raz łapiesz się na tym, że chcesz
strząsnąć z palców lepką krew czy śliski foczy tłuszcz,
podczas gdy uszy atakowane są niewybrednymi, sprośnymi żartami
załogi lub głuchym odgłosem pałki opadającej z impetem na foczy
łeb. Czytasz jednak dalej – tylko po to, by zmierzyć się z
przyprawiającą o mdłości, wyjątkowo stężoną dawką wszelkiej
maści moralnego brudu i niegodziwości – tak, jakby na
wielorybniczym statku zaczęły wychodzić z bohaterów wszystkie
najgorsze cechy (niektóre co prawda wyszły na jaw lub można się
ich było domyślić znacznie wcześniej), choć trzeba przyznać, że
to psychopata i morderca Drax wiedzie tu prym. To prawdziwa bestia w
ludzkiej skórze, folgująca najbardziej mrocznym instynktom,
pozbawiona uczuć, sumienia i moralności, nie próbująca nawet
powstrzymać swoich chorych zapędów. Jedynie Sumner ośmiela się
stawić mu czoła, choć wolałby pogrążyć się w narkotycznych
oparach i w nieskończoność uciekać przed wyrzutami sumienia.
Udowodnienie Draxowi winy i pomszczenie śmierci chłopca okrętowego
traktuje jako sposób na odpokutowanie dawnych grzechów, okazję do
zachowania się właściwie, okazania współczucia i
człowieczeństwa – odwagi, której kiedyś mu zabrakło. I choć tę
batalię wygrywa, w ostatecznym rozrachunku, w ponurej,
pesymistycznej wizji McGuire\’a – udręczony podłym, beznadziejnym
życiem, wychodzi na spotkanie swemu przeznaczeniu.
\”Na
wodach Północy\” to powieść posępna, niepokojąca i
przygnębiająca, obnażająca najgorsze aspekty ludzkiej natury,
najbardziej odrażające motywacje, prymitywne pobudki i plugawe
zachowania; to twarda, męska proza, jednak nie uświadczycie tu
bohaterstwa, szlachetnych odruchów, przezwyciężania własnych
słabości czy aktów heroicznej odwagi, wręcz przeciwnie. W wizji
McGuire\’a największym zagrożeniem dla drugiego człowieka jest
człowiek, zaś w sytuacji granicznej jest zdolny poświęcić cudze
życie bez zbędnych skrupułów, byle ocalić własne lub też
pogrąża się w apatii i poddaje beznadziei zamiast walczyć,
stawiać czoła przeciwnościom losu. Z drugiej jednak strony autor
pokazuje ? na przykładzie Patricka Sumnera – że wszelkie próby
odmiany losu są z góry skazane na niepowodzenie; ludzka natura, a
zwłaszcza jej ciemna strona, ostatecznie pokonuje człowieka; to, co
jest dane człowiekowi, to świadomość własnej małości i
bezradności wobec wyroków przeznaczenia. Powieść Brytyjczyka jest
przytłaczająca i szokująca na wiele różnych sposobów, jego styl
szorstki, nieogładzony, proza soczysta, dosadna, naturalistyczna, a
momentami wręcz turpistyczna, wizja człowieka i ludzkiej natury –
skrajnie pesymistyczna, zaś zakończenie – ponure i gorzkie. To
książka, która boli, a jednocześnie nie sposób się od niej
oderwać – po części dlatego, że zwyczajnie jest kapitalnie
napisana, po części z jakiejś perwersyjnej, czytelniczej potrzeby
nurzania się we wszelkich możliwych plugastwach i brzydocie natury
istoty tak niedoskonałej jak człowiek.
Karolina Małkiewicz