Powieść historyczna to gatunek, do
którego nie mam przekonania – fakty historyczne ograniczają
wolność twórczą powieściopisarza, z kolei konieczność
ciągłości konstrukcji zmusza go do wymyślania tego o czym milczą
źródła. Zatem czytając takie dzieło mamy do czynienia z tzw. \”spojlowaniem\” części wątków, podczas gdy pozostałe dręczą
pytaniami o swą prawdziwość. Od powieści historycznej oczekuję
pewnego kunsztu, dzięki któremu wciągnie również takich
sceptyków gatunku jak ja.
Daisy Goodwin rozpoczęła swoją
przygodę z \”Wiktorią\” od pisania scenariuszu do serialu. Filmu
nie widziałam, niemniej książka – początkowo przyciągnąwszy
mnie jedynie postacią tytułowej bohaterki – dała mi możliwość
wyobrażenia scen, obrazowo i sugestywnie odmalowanych przez autorkę.
Goodwin całkiem zgrabnie, bez dłużyzn wprowadza czytelnika do
komnat pałacowych i parków, zakreślając scenografię
wystarczającą do pobudzenia wyobraźni. Najlepiej jednak wychodzą
jej dialogi – nie czuć w nich sztuczności, a ich oprawa pozwala
na dostrzeżenie znaczenia zawieszenia głosu, niedopowiedzenia,
milczenia.
Opisując losy młodziutkiej królowej –
bo mówimy tu o opowieści z panieńskich lat panowania Wiktorii –
Goodwin nie zapomina iż pisze o nastolatce. Nastolatce wplątanej w
wielką politykę. Dziewczyna – bardzo inteligentna ale nieobyta i
ulegająca uczuciom – postawiona zostaje w roli, która wymaga
doświadczenia i wiedzy. Niełatwe to zadanie zrozumieć myśli i
pobudki, jakimi kieruje się dorastające dziewczę o
nieustabilizowanej wszak jeszcze gospodarce hormonalnej – niemniej
autorka zdaje się zbliżać do zrozumienia niedoskonałości tej
sytuacji, dając jednak swojej bohaterce spory kredyt zaufania. Tam
gdzie może, raczej pobłażliwie traktuje Wiktorię i na jej korzyść
tłumaczy przyczyny królewskich decyzji. Ta stronniczość nie razi – raczej rozczula.
Głównym wątkiem powieści wydaje się
relacja królowej z premierem. Dużo starszy od Wiktorii lord
Melbourne wprowadza ją w niuanse brytyjskiej polityki i służy
niepokornej dziewczynie radą. Z czasem rodzi się między tym
dwojgiem uczucie – i to jest wątek, który tak zawodowo potrafią
zniszczyć liczni autorzy powieści obyczajowych, przez co sam zwrot \”wątek miłosny\” prowokuje odruch wymiotny. Tymczasem tu jest
inaczej. Zawoalowane i ograniczone obyczajem oraz polityką uczucie
podane jest bez cukierkowego wzdychania i bezpardonowego wciskania
wielkich słów. Opis relacji między tym dwojgiem jest przedstawiony
niejako \”objawowo\” – ukazując pewne myśli, gesty, wrażenia,
z których dopiero po pewnym czasie wnioskujemy, jakiego rodzaju
uczucie mogło w nich dojrzewać. Dopiero w momencie konfrontacji
uzyskujemy niejaką pewność, nie wyrzuconą nam jednak wulgarnie w
twarz. Ten wątek ma klasę. Problematyczny jest natomiast
pojawiający się pod koniec powieści Albert – przyszły mąż
królowej. Tu ocieramy się z lekka o ową \”cukierkowość\”,
mającą posmak nastoletniej miłości – którą wszak jest.
Niewątpliwą wartością książki jest
możliwość zapoznania się z obyczajowością i polityką ówczesnej
Wielkiej Brytanii. Ograniczenia i obowiązki stawiane przed królową,
zasady jakimi winna się kierować ale też sposoby, za pomocą
których przeciwnicy mogliby odsunąć ją od władzy – za pomocą
projektowanych intryg i niekonwencjonalizmu decyzji Wiktorii –
nadają smaczku powieści. To świetna okazja, by odkryć przeszłość
swoistej ?dziwności? angielskich realiów, których współczesne
przejawy tak niesamowicie ujął choćby Bill Bryson. Bo Anglia to
nie tylko \”flegma\” i stoicki spokój, to odrębny świat
specyficznie ukształtowany, wniknięcie w który odkrywa pewnego
rodzaju egzotykę zbudowaną na europejskich podwalinach – skrywany
za pozorem jednakowości z Europą.
Czytając \”Wiktorię\” nie uwolniłam
się od uporczywych pytań \”czy ona rzeczywiście tak powiedziała\”
i \”czy on mógł tak pomyśleć\”. Autorka za przewodnika obrała
sobie pamiętniki królowej, co daje pewną szansę na prawdziwość
opisywanych scen, z drugiej jednak strony zapiski Wiktorii mogły być
dyktowane kreowaniem własnego wizerunku i naginać prawdę do
wyobrażeń i życzeń pamiętnikarki. Wciąż nie wiem ile tam
prawdy a ile zmyślenia. Oceniając jednak książkę bardziej jako \”powieść\” niż \”historyczną\” trzeba powiedzieć, że
napisana jest inteligentnie i bez zgrzytów. Wciąga niemal do końca
i – przyznaję to z lekkim zażenowaniem, bom kobieta przeszło
trzydziestoletnia – potrafi wywołać wypieki na twarzy.