Poznajemy Zosię, kobietę przed trzydziestką, która wyszła za mąż za Pawła, po krótkiej znajomości. Teraz jest w ciąży i mąż w trosce o żonę wywozi ją do Kazimierza nad Wisłą, gdzie mieszkają jego rodzice, aby tam przeczekała pierwsze miesiące stanu błogosławionego. Ma to jakąś logikę w sobie, bo Zosia pracuje w świetlicy w szkole na Pradze i właśnie za sprawą zajścia z dzieciakami poznała Pawła. Kobieta zadomawia się w Doktorówce, rodzinnym domu Pawła i próbuje zgłębić mgłę tajemnicy, która unosi się nad mężem. Paweł przyznał się, że miał żonę, ona umarła i nie chce o tym rozmawiać. Tyle. W tym domu, który tak kochała jego pierwsza żona, niekiedy namacalnie czuje jej obecność. Zagadką jest brat Pawła, Mikołaj, którego absencja rodzi pytania, zwłaszcza, że żona Mikołaja i jego syn mieszkają w Doktorówce i raczej nie cieszą się atencją Mikołaja. O co chodzi w tej z pozoru ciepłej i kochającej się rodzinie o której marzy każda synowa. Dla Zosi, wychowanej w rodzinie z bajki o Kopciuszku(Ci wdowcy z małym dzieckiem to straszne melepety), Kazimierz i rodzina męża to spełnienie snów. Kwintesencja marzeń. Tylko, że czasami to tylko pozory. Jak będzie tym razem? Zanurzcie się w tę opowieść, przeplataną retrospekcjami i dajcie się porwać magii Kazimierza.
Jako już się rzekło, czekałam na tę książkę z wypiekami na twarzy i jak zobaczyłam pieczątkę na kopercie, to myślałam, że wyrwę Listonoszowi i ucieknę na antypody, by czytać w spokoju. Nic nie poradzę Monika Oleksa to moja literacka miłość i niestety przez pół książki zastanawiałam się czy zmiana wydawnictwa nie okazała się pomyłką. Monika Oleksa zawsze operowała słowem bardzo sprawnie, jej opisy były poetyckie, wysmakowane, ale jednocześnie wyważone, tymczasem do połowy myślałam, że wpadłam do kociołka z wodolejstwem, tych opisów i metafor było dużo, moim zdaniem niekiedy za dużo i to robiło się jak na za długim kazaniu. Metafory o związku, o pokrewieństwu serc, fajne, ale za dużo. Trzymały mnie w pionie interesujące retrospekcje. I gdy już obawiałam się, że ta książka była złym wyborem, że biografia Makuszyńskiego byłaby lepszym wyborem, to kurczę wpadłam w tę książkę, wprawdzie nie ma tam tylu motylków co w Kasztanie czy w Samotności, ale jest subtelne piękno miejsc, które autorka kocha i umie opisywać. Jest tragizm pogubionych ludzi z cieniem na duszy. Owszem jest to powieść bardzo jednowymiarowa, bo tam nie ma złych ludzi, są najwyżej pogubieni, a i oni znajdą się jeśli otworzą serce na miłość. I wiem, że to jest takie trochę naiwne a ja nie mam 13 lat, ale co szkodzi czasami poczytać takie bajki.
Tak bohaterowi są bardzo jednowymiarowi, ale cała ta historia trzyma się kupy i w końcu wciąga czytelnika. Wydaje mi się, że jest to bajka dla wszystkich kobiet, które zmagają się z jakimiś sercowymi problemami. Bo tak często się trzeba Mierzyc z przeświadczeniem, że nie jesteśmy najważniejsze, obawiamy się że jesteśmy wyjściem awaryjnym. Sama jak czytałam opisy zachowania Pawła i poznawałam jego historię wyzywałam go od buców, a jednak okazało się, że nie wszystko jest takie oczywiste jak myślałam.
Pomimo początkowego zwątpienia, okazało się, że Monika Oleksa ciągle jest w formie, nadal umie porwać czytelnika, zabrać go do magicznych miejsc i przy herbacie i wiśniowej konfiturze, po prostu zahipnotyzować.
Znowu, czekam na kolejną powieść!