Kiedyś dwie dziewczynki wracające do domu z urodzin rówieśniczki dostrzegły na ganku jednego z domów pozostawiony wózek. Kiedy do niego zajrzały okazało się, że w środku znajduje się malutkie dziecko. W domu nikogo nie było, więc dziewczynki postanowiły się nim zaopiekować. Kilka dni później policja odnalazła zwłoki niemowlęcia. Podejrzenie padło na dziewczynki, które wkrótce zostały oskarżone i skazane…
Teraz, po siedmiu latach od tamtych wydarzeń dziewczęta opuszczają bramy poprawczaków, do których trafiły. Mają się ze sobą nie kontaktować i zostawić przeszłość za sobą. Jednak ta bardzo szybko je dopada. W miasteczku znowu zaczynają znikać dzieci… Czy dziewczynki rzeczywiście były winne śmierci sprzed lat? Jaką tajemnicę skrywa przeszłość?
Autorka miała ciekawy pomysł – motyw zbrodni popełnianych przez dzieci wciąż jest tematem tabu, tak w literaturze, jak i kinie. Początek powieści sugerował naprawdę mocny i klimatyczny kryminał, jednak wraz z rozwojem akcji dało się zauważyć wyraźne rozluźnienie tego, tak oczekiwanego, napięcia. Rozwlekłe opisy powrotu dziewczyn do zapomnianej rzeczywistości skutecznie studziły mój zapał, a zgłębianie nijakiej psychiki bohaterów było niezwykle nużące. Trudno też było mi utożsamić się z którąkolwiek postacią. Wszystkie one były do siebie bardzo podobne. Teraz, będąc już pewien czas po lekturze, muszę przyznać, że To, co ukryte jest generalnie książką, którą zapomina się bardzo szybko…
Bezbarwni bohaterowie, brak polotu w treści, hamowanie rozwoju akcji dłużyznami fabularnymi to moje główne zastrzeżenia do tej powieści. Ostatnie strony praktycznie kartkowałam, a zakończenie jest moim zdaniem nieco przekombinowane, choć być może przez to wyda się czytelnikom choć trochę zaskakujące. Nie wiem czy na podstawie tak przeciętnej książki można stworzyć coś więcej niż przeciętną adaptację, ale liczę że przynajmniej na ekranie ta historia wypadła ciekawie. Pewnie niedługo się dowiem.