Jej ukochany ojciec popełnił samobójstwo. Pogrążona w żałobie matka wyrzuciła ją z domu. Najlepsza przyjaciółka prawie umarła. Dziewczyna wylądowała najpierw na ulicy, potem w domu, gdzie takie dziewczyny jak ona były sprzedawane – seks handel kręcił się w najlepsze. Później została niemal zgwałcona? A to wszystko doprowadziło ją do tego, że postanowiła uciec. Jednak jej ucieczką okazał się ból. Charlie zaczęła się samookaleczać, ale nie po to, żeby odebrać sobie życie. Po prostu po to, żeby na chwilę zapomnieć. Żeby na chwilę poczuć się oderwaną od rzeczywistości. Zaczęła się rozsypywać… Kawałek po kawałku. Na szczęście w odpowiednim momencie trafiła do ośrodka pełnego dziewczyn, które podobnie jak ona, krzyczą na same siebie i obwiniają się za wszystko, co złe. Czy psychoterapia jej pomoże? Czy Charlie będzie w stanie zostawić za sobą mroki przeszłości i ruszyć na przód z dumnie uniesioną głową?
Samookaleczanie jest tematem trudnym samym w sobie, jednak autorka naprawdę w dobry sposób przedstawiła jego problematykę. Dla nowego otoczenia Charlie jej blizny są czymś obrzydliwym, dla niej każda pojedyncza sznyta to rodzaj ucieczki, rodzaj wyrycia w pamięci bólu, chęć zapomnienia. Czy powinna się ich wstydzić? Czy może dumnie je prezentować, niczym rany po odniesionej bitwie? Bo właśnie tym dla niej po części są… Co by się jednak stało, gdyby któregoś razu przegrała tę bitwę? Takie ryzyko istnieje zawsze, jednak Charlie nie chce odebrać sobie życia. Ona po prostu potrzebuje bólu, żeby czuć się żywą. Dla jej nowego otoczenia jest to coś abstrakcyjnego, dla niej coś naturalnego, zwyczajna codzienność.
Wydawałoby się, że to kolejna opowiastka o zagubionej, siedemnastoletniej dziewczynie. Błąd! To naprawdę złożona powieść, która porusza trudne tematy i pokazuje, że życie nie zawsze jest kolorowe. Po wyjściu z kliniki Charlie musi sobie radzić sama. Musi znaleźć pracę, żeby zarobić na jedzenie; musi znaleźć mieszkanie, żeby nie spać na ulicy. A przede wszystkim musi dotrzymać obietnic, jakie złożyła samej sobie i swojej terapeutce. Nie może się zatracić, nie może się upić, nie może się pociąć… Jednak nie jest tak łatwo pożegnać się z przeszłością, która była tak uzależniająca. Destrukcyjna, ale uzależniająca. Charlie nadal ma swój cały \”sprzęt\” przy sobie, jednak co to za filozofia, oprzeć się zjedzeniu tabliczki czekolady, skoro się jej nie ma?
Charlie walczy i to jest piękne. Idzie do przodu, choć nadal nie wie, czy na pewno w dobrym kierunku. Na jej drodze pojawia się młody degenerat, Riley West. Gwiazda rocka, która wiecznie chodzi pijana, jednak ma ogromne wsparcie w swojej siostrze, Jules. Charlie znajduje pracę w kawiarni prowadzonej przez Jules, a jej relacje z Rileyem stają się coraz bliższe. Jednak czy ze związku dwójki wyniszczonych ludzi może wyjść coś dobrego? Czy są w stanie odbić się od dna, czy raczej razem tam pozostaną? Wydawałoby się, że przy Riley Charlie odżyła, ale tak naprawdę to nie był dla niej dobry związek. Dobra, Riley jest urzekający, i to bardzo, ale to nie jest to, czego powinna teraz szukać Charlie. Powinna się skupić na sobie, walczyć z ogromną zawziętością o swoje życie, o swoją przyszłość.
\”Dziewczyna w rozsypce\” to książka, która wciąga, uczy i wzrusza. Autorka w bardzo dobry sposób zaprezentowała tak trudną i złożoną tematykę, a ja poczułam się naprawdę zżyta z Charlie. Mamy tutaj świetnie wykreowanych bohaterów, a sama książka jest nieco psychodeliczna. Ale czego można się spodziewać, skoro mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie funkcjonują tak, jak reszta społeczeństwa? Oni widzą świat zupełnie inaczej, a dzięki Kathleen Glasgow czytelnika ma okazję zobaczyć tę perspektywę w naprawdę dobry sposób. Jest to powieść smutna, ale dająca nadzieję. Bardzo spodobało mi się zakończenie, bo było nie tak oczywiste, jak to zazwyczaj ma miejsce w przypadku powieści tego typu.
Powieść, która wyszła spod pióra Glasgow jest naprawdę świetna. Dopracowana, świetnie skonstruowana, nie brakuje tutaj zaskakujących zwrotów akcji i wielu emocji, które nie dają czytelnikowi spokoju. Czyta się ją z niesamowitym zaangażowaniem, a fakt, iż nie otrzymujemy tutaj do końca takiego typowego happy endu, był naprawdę dobrym zagraniem ze strony autorki. Myślę, że ta pozycja z pewnością ma szansę znaleźć się w rankingu najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku. Z czystym sumieniem wystawiam ocenę 9/10.