Lubię wkładać kij w mrowisko,
więc zacznę od faktu, który oburzy większość miłośników książek – obejrzałam
film bez wcześniejszej lektury powieści, na której został oparty. Popełniam ten
haniebny czyn. I ani trochę się tego nie wstydzę, gdyż twór Lauren Kate zalega
mi na półkach od ładnych paru lat, a ja wciąż nie mogę się za niego zabrać.
Dlatego postawiłam na film, ufając, że pomoże mi podjąć decyzję, czy czytać
książkę, czy jednak lepiej puścić ją w niepamięć.
Stąd nie doświadczycie tu
porównania treści z obrazem, a jedynie oceny tego drugiego, czyli ekranizacji \”Upadłych\” wspomnianej autorki.
Nastoletnia Lucinda Price zostaje
oskarżona o spowodowanie ogromnego pożaru i wysłana do szkoły z internatem. Tam
poznaje dwóch młodzieńców, jeden bardziej tajemniczy od drugiego. Każdy zabiega
o jej względy, a dziewczyna sama nie wie, który pociąga ją bardziej.
Jednocześnie próbuje zrozumieć, co wydarzyło się tamtej nocy i pozbyć
dręczącego ją poczucia winy.
Gdy w końcu dowie się, co łączy
ją z dwoma mężczyznami, jej życie wywróci się do góry nogami, a
niebezpieczeństwo zdobędzie twarz i kształt. Czy Luce uda się uratować siebie
samą i odnaleźć miłość i przebaczenie?
Pierwsze skojarzenie – \”Zmierzch\”. Mamy w końcu zdezorientowaną, naiwną dziewczynę, która przyjeżdża
do obcego miejsca i dwóch chłopaków zabiegających o jej uczucie. Ona oczywiście
nie wie, którego wybrać – ot, typowy trójkąt miłosny. Nie wiem, czy sama
pisarka wykreowała go już w tak tandetny sposób, czy też zawdzięczamy to
twórcom ekranizacji, niemniej naprawdę oglądając ją, w głowie nieustannie
tłukła mi się myśl: \”ekranizacja serii o wampirach była znacznie lepsza\”.
Bohaterowie tej historii, a
konkretniej brak jakichkolwiek zarysów charakteru i zwykła nijakość, wołają o
pomstę do nieba. Aktorzy pierwszoplanowi zagrali bez większych emocji, poza
nieprzemijającym znużeniem wypisanym na twarzach większości i kilkoma epizodami
z docinkami między dwoma upadłymi aniołami albo atakami postaci drugoplanowych
na Luce. Szczególnie u tych ostatnich można było poczuć je dość wyraźnie, co
uratowało w pewnym stopniu moją opinię o produkcji. Główną trójkę i ich
historię mogłabym jednak opisać kilkoma słowami: nijacy, wyprani z emocji,
aktorzy jednej miny, powtórka zmierzchowej melancholii. Tylko i aż tyle.
Sama historia też pozostawia
wiele do życzenia. W filmie wiele luk fabularnych nie zostaje wypełnionych
wyjaśnieniami, a niektóre wydarzenia tracą na braku logicznej ciągłości. Mimo
to film ogląda się całkiem przyjemnie, jednak kończy się z delikatnym poczuciem
zmarnowanego potencjału pomysłu.
pozostaje otwarte, poniekąd dając znać, że widzowie mogą spodziewać się
kontynuacji. Pytanie tylko, jak wiele osób, które widziało ekranizację \”Upadłych\” rzeczywiście sięgnęłoby po kontynuację losów Luce i dwóch
przystojnych upadłych aniołów.