Teksty Orbitowskiego nazywam roboczo właśnie felietonami, choć takie określenie w \”Rzeczach utraconych\” nie pada. Obawiam się jednak, że \”notki z bloga\” nie odpowiada poważnej, przytłaczającej niekiedy naturze rozważań snutych przez autora. De facto \”Rzeczy utracone\” to właśnie wyimek z prowadzonego przez lata bloga, w czasach, gdy blogi były przeważnie formą ogólnodostępnych pamiętników.
W krótkich zazwyczaj zapiskach opowiada Orbitowski o życiu właśnie, o swoich kolejnych mieszkaniach, o egzystencji na emigracji, o kotach, o kobietach, o dzieciach. O ludziach bliskich i ludziach przypadkowych. O tym, co go irytuje i o tym, co czyni jego egzystencję nieco lżejszą. Niekiedy zamiast wrażeń z ostatnich dni autor raczy czytelników przypowieścią czy krótką baśnią, o której możemy sądzić, że odnosi się w jakiś sposób do sytuacji życiowej Orbitowskiego. Historie te – i realne, i wymyślone – tchną zazwyczaj smutkiem i przekonaniem, że życie składa się z cierpienia i nie ma sensu próbować uciec od trudów egzystencji. Świat odmalowany przez Orbitowskiego jest szary, ponury i niepokojący, a sam Orbitowski oscyluje między wysoką sztuką a umiłowaniem popkultury i masowej banalności.
Na pewno istnieją ludzie, których \”Rzeczy utracone\” zachwycą. Na pewno istnieją ludzie, którzy odnajdą siebie w historiach snutych przez Orbitowskiego. Na pewno autor umie pisać, to znaczy umie prowadzić interesującą narrację. Jednak ja wiem, że to nie jest książka dla mnie. Orbitowski na siłę niekiedy – tak to odbieram – stara się obrzydzić wszystkie aspekty życia, udowodnić, że wszystko to marność nad marnościami. Ma do tego prawo – a ja jako recenzentka, która ma swoją subiektywną opinię, mam prawo się skrzywić i zastanowić, czy to jego faktyczne przemyślenia, czy może jednak poza. Cynizm bardzo dobrze się w Polsce sprzedaje. Cynizm jest modny, a im go więcej, tym szybciej krytycy literaccy skłonni przykleić danemu dziełu etykietę \”wielka literatura\”. Przy czym nie jest to przytyk do Orbitowskiego, a raczej do kondycji polskiego dyskursu o tym, jaka powinna być literatura. Same \”Rzeczy utracone\” wydały mi się lekturą pretensjonalną, przepełnioną zbędnym patosem i z nadmiarem poetyckości. Mnie taka maniera pisania razi, podobnie jak próby przedstawienia siebie jako zwykłego konsumenta kultury połączone z okazjonalnymi wypadami w stronę popkultury (a już szczególnie fantastyki) jako tej złej, marnej, bezwartościowej. Dla mnie jako odbiorcy z tego zbioru wyłonił się obraz \”wielkiego artysty\”, który chce być postrzegany jako \”wielki artysta\”, ale kryguje się i nakłada maskę \”zwykłego gościa\”. Niepotrzebna fałszywa skromność.
O ile mimo dobrego stylu felietony z życia wzięte były dla mnie drogą przez mękę, o tyle próby literackie przypadły mi do gustu. Gdyby autor zdecydował się przedstawiać swoje życie przy pomocy baśniowych form, cały zbiór stałby się i ciekawszy, i bardziej strawny.
Wiem, że ja do tej książki nie wrócę. Ale jeżeli lubicie twórczość Orbitowskiego, jestem przekonana, że \”Rzeczy utracone\” też Wam się spodobają.