W gruncie rzeczy, jeśli to ja miałabym napisać streszczenie, to ograniczyłabym wychwalanie powyższych rzeczy. Owszem są, ale nie w takiej ilości, w jakiej by nam się to mogło spodobać.
Znaleziono ciało, jednak nikt nie zna przyczyny morderstwa. Ponad to właśnie zostały rozdane przydziały – kto zacznie latać sterowcem kończąc naukę, a kto będzie musiał związać swoją przyszłość z kimś innym. Zaczynają się dziać dziwne magiczne rzeczy, które nie mają w sobie ani krzty logiki. Od zmian w terminarzu, aż po zabijanie laską, której \”czubek żarzył się jak rozgrzane żelazo\”, a ona sama \”przedziurawiła na wskroś ciało\”… Co kryje w sobie tytuł \”Wilczej godziny\”, wspierając wilkiem na okładce? Musicie poczekać 400 stron, by się tego dowiedzieć…
Już dawno swojego narzekania nie zaczęłam w momencie pisania opisu. Może dlatego, że ta książka jest tak specyficzna, że nie da się jej skutecznie streścić. Chociaż uważam, że mój zdecydowanie zdradza więcej niż ten umieszczony z tyłu książki, to ciągle mogę być pewna, że żaden – choćby ktoś próbował zaspoilerować całą treść, nie zdradzi wszystkiego. Książka jest niesamowicie oryginalna pod względem zawiłości akcji i tajemnic, lecz nie uznałabym tego za wielką zaletę, ponieważ myślę, że połowę książki zajmują rzeczy zbędne – bohaterowie, informacje i wydarzenia, o których zapomnimy dwie strony później i to właśnie przez to bardzo ciężko ją zrozumieć.
Zacznijmy jednak od początku, bo to głównie przez niego książka zbiera takie mieszane opinie. Otóż pierwsze 150-200 stron to istna droga przez mękę. Nie wiemy absolutnie nic, a autor zamiast wyłożyć wszystkiego klarownie, to nie dość, że tworzy tajemnicę trochę na siłę, to jeszcze wplata przydatne wątki i informacje, w te niepotrzebne. Przemieszanie historii z fikcją jest w tym przypadku bardziej wadą niż zaletą, ponieważ głównie przez to, książka stała się tak trudna w odbiorze. Zamiast zacząć od morderstwa, rozpoczynamy przygodę słuchając o polityce. Następnie przechodzimy do słuchania o Wilnie, jego zakamarkach, szpitalach, a nawet o przypadkowych osobach – kiedy to bohater mija osobę palącą papierosa, poświęca pół strony na dokładny jej opis. Nie ma ten zabieg żadnego większego sensu. Zabiera jedynie czas, a czytelnikowi miesza w głowie.
Jeśli mogłabym zadecydować jak należy czytać książkę, to zdecydowałabym się na czytanie od połowy do końca, a dopiero po zakończeniu powrót do początku. Dlaczego? Dopiero w taki sposób nasza wiedza byłaby chociażby trochę usystematyzowana. Na dobrą sprawę, chcąc rozwikłać wszystkie zagadki musimy albo przyjmować do wiadomości nawet te – wydawałoby się – najbardziej infantylne informacje, albo w jakiś sposób sobie je notować, bo na bank nie zapamiętamy wszystkich. Innym wyjściem byłoby przeczytanie tej książki dwa razy pod rząd, jednak to by było chyba nawet jeszcze większym wyzwaniem. Ewentualnie można czytać ją miesiąc, systematycznie analizując i przyjmując na spokojnie do wiadomości. Jednak żaden z tych sposobów na dobrą sprawę nie brzmi zachęcająco. Można po prostu przeczytać szybko, zakładając, że się nie spodoba.
Jednak chodźmy dalej – gdy już uda nam się przebrnąć przez multum dziwnych informacji i w końcu dotrzemy do właściwej akcji, za połową treści to… zaczyna nas to wciągać. Czytamy i czytamy, aż w końcu nadchodzi zrozumienie i wszystko nagle wydaje się coraz bardziej interesujące. Zaczynają się nawiązania do potworów, które obiecane były w streszczeniu, widzimy też jakiś minimalny wątek romantyczny. Ukazuje nam się około pięć osób, które możemy uznać za głównych bohaterów. Wszystko się uporządkowuje i możemy w końcu czerpać przyjemność z czytania. Wydaje mi się, że w którymś momencie też się skończyły opisy niepotrzebnych rzeczy. Gdyby ta książka mogła być tak dobra cały czas, jak jej ostatnie powiedzmy 150 stron, to byłby to hit. Naprawdę.
Już kończąc warto wspomnieć o samym zakończeniu. Jak dla mnie to nadeszło zbyt szybko. W końcu zaczęło mi się podobać, zaczęłam czytać w oszałamiającym tempie, aż tu nagle… napis koniec. No jak to?! Nie wszystkie rzeczy zostały wyjaśnione, a książka nadal ma przede mną mnóstwo tajemnic. Niemniej rzeczywiście się zastanawiam nad przeczytaniem jej po raz drugi, bo wtedy prawdopodobnie część z nich zostałaby odkryta. Ta książka jest wręcz idealna do zabawy w Sherlocka Holmesa. Wielu rzeczy musimy się domyślić, wiele wydedukować. Jednak nie żałuję, że ją przeczytałam. Myślę, że podeszłaby mi bardziej, gdybym mogła sztucznie przedłużać jej czytanie. Dawkując sobie wiedzę. Oczywiście autor mógłby tego dopilnować, nie przeczę. Niemniej myślę, że będzie garstka osób, którym się książka naprawdę spodoba.
Z jednej strony nie polecam, bo czytanie to w takim przypadku naprawdę mnóstwo roboty, ale z drugiej polecam, bo czasem warto się pomęczyć, żeby efekt końcowy był naprawdę zaskakujący i nakłaniający nas do czytania więcej. Każdy powinien jednak sam zadecydować, czy jest na to gotowy, czy też nie. Z mojej strony dam 4/10, bo jednak przeważały w moim odniesieniu wady. Niemniej za zakończenie, a także ogólne wrażenie jakie książka na mnie wyparła, dam taką ocenę.