Zdecydowałam się na przeczytanie tej książki, a potem naprawdę długi czas przeleżała. Zwlekałam i zwlekałam, aż stwierdziłam, że nie wygra ze mną książka, której nie czytałam. Więc po nią sięgnęłam i… jestem naprawdę zaskoczona.
Wojna nadeszła. Niektórzy się jej spodziewali, jednak nie teraz czas na takie spekulacje. Trzeba szybciutko wziąć się w garść i zacząć pomagać. Wolontariaty, praca za marne zarobki, dbanie o kulturę, armia – to jest teraz ważne. Jednak nie najważniejsze, o czym przypomina nam trójka bohaterów – Mary, Tom i Alistair. Każdy z nich miał inny pomysł na życie. Wszyscy oczekiwali czegoś innego, aczkolwiek teraz muszą zmienić swoje życie, chociaż każdy z nich inaczej się odniesie do pojęcia, jakim stała się wojna. Jak będzie ewoluować ich życie i czy sobie poradzą?
Chyba pierwszym, co mnie poraziło był fakt, że opis okładkowy został stworzony kopiując dokładnie zdania z książki. Taka trochę konsternacja, nie żeby mi to przeszkadzało, bo przynajmniej opis rzeczywiście mówi o wydarzeniach z książki – tak, są takie pozycje, gdzie opis wydaje się być w ogóle niezwiązanym z powieścią…
Kolejnym był fakt, że książki wcale nie czyta się ciężko. Przebrnęłam w swym życiu przez parę – tylko kilka – książek historycznych i w większości przypadków kończyło się to głównie niesmakiem i męczarnią. Tym razem autor doszedł wręcz do perfekcji w dawkowaniu wiedzy historycznej. Dzielnie plątał ją między wydarzeniami pobocznymi dla historii, aczkolwiek pierwszoplanowymi dla fabuły. Co to oznacza w praktyce? Naprawdę fajnie się przyswajało wiedzę, szczególnie, że fakty przedstawione w książce były bardzo interesujące. Raczej nie można ich zaliczyć do standardowych – warto zwrócić uwagę na to, że są to głównie ciekawostki, chociaż lawirują one między tymi najważniejszymi wydarzeniami.
Bardzo podobało mi się, że autor zwracał uwagę na problemy tamtych lat. Nie była to tylko wojna i z nią związane tematy – rasizm także był na wielkim poziomie, a sama chociażby przyjaźń z osobą czarną była postrzegana jako… cóż… postradanie zmysłów. Problemem tamtych lat była także zdecydowanie znieczulica. Ginęły rodziny, przyjaciele – w końcu prawie przeszło to do normalności, a ludzie stopniowo ogarniali swoje emocje i przestawali je okazywać. Skupiali się głównie na sprawach praktycznych – po śmierci znajomego trzeba zawiadomić jego rodzinę, a po śmierci kogoś z rodziny, zapewnić jakiś pochówek.
Jeśli zaś chodzi o bohaterów i relacje z nimi związane, to możemy być zadowoleni. Wielką rolę w książce gra przyjaźń, jednak całe szczęście nie zajmuje ona całej sceny. Jest czas na miłość, lecz też na smutek i problemy. Bohaterowie są bardzo rzeczywiści, więc szybko są w stanie zdobyć nasz szacunek. Ja sama w bardzo szybkim czasie obdarzyłam ich sympatią, a niedługo później zaczęłam uważać ich za jedną wielką rodzinę. Byli naprawdę blisko siebie, wspierali siebie nawzajem i naprawdę chyba tylko drzewa genealogiczne twierdzą inaczej, ja jestem pewna, że zasługują na takie miano.
Niestety, była jedna rzecz, która mi przeszkadzała. Nagminne powtórzenia. Jeśli temat, który poruszamy mówi o Mary, to możemy być pewni, że na danej stronie przynajmniej z pięć razy powtórzone zostanie jej imię. Z jednej strony – nie ma szans, abyśmy chociażby pomyśleli o niezrozumieniu, kto akurat jest narratorem, z drugiej – to się szybko stało męczące. Chciałam się zatrzymać, podkreślić i policzyć ilość imion, a potem robić raban. Całe szczęście, książka za bardzo mnie wciągnęła, bym miała czas na takie \’głupoty\’.
Podsumowując, dam książce 8/10. Wydaje mi się, że jest w pełni zasłużone, chociaż, oczywiście, bez potknięcia się nie obyło. Jednak popieram, że warto sięgnąć po tę propozycję. Może nie tyle jak po podręcznik, ale jako coś, z czym miło spędzimy czas, a przy okazji poczytamy o ciekawostkach z okresu drugiej wojny światowej i zwrócimy uwagę na trochę mniej ważne od śmierci i bitew rzeczy, aczkolwiek nadal warte zrozumienia i naszej akceptacji. Polecam.
Wiktoria Trebuniak