Mimo wszystko urodziłam się za czasów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Chociaż z racji na swój młody wiek, niewiele pamiętam takich kultowych rzeczy, ale z drugiej strony, żyjąc na prowincji wiele zmian następowało wolniej i chyba do połowy ostatniej dekady zeszłego stulecia, tak naprawdę żyłam w otoczeniu prlu. Nie jestem jakąś szaloną fanką tej epoki, nie zaczytuję się w tego typu literaturze, nie marzę o dawnych czasach. Jednak, gdy zobaczyłam zapowiedź tej książki, byłam ciekawa, chwilę oczywiście książka musiała przeleżeć by nabrać mocy urzędowej, ale w końcu, po nią sięgnęłam? Dwa wieczory i z głowy. Na wydawnictwie wiesza się często psy, że bardziej brukowiec, że korekta siada, że jakość kiepska, więc nie ukrywam, że trochę się bałam.
Kazimierz Kunicki i Tomasz Ławecki zabierają nas w podróż po trwającej prawie pół wieku epoce. Epoce, która zdefiniowała nas, naszych rodziców jako ludzi. W pewnym momencie, siłą rzeczy panowała jedność, jedność w biedzie, jedność w braku mebli i sprzętu, problemy z odzieżą, zaplamione atramentem palce, brak zabawek. Teraz wolny rynek sprawia, że wszystko jest różnorodne, a jednak takie bezbarwne, kiedyś te farbowane ubrania, wystane meblościanki, upragnione maluchy, miały w sobie to coś, były upragnione, chcieliśmy dać im jakiś indywidualny sznyt i dzięki temu życie było ciekawsze, dziś bywamy tylko niewolnikami mody, konsumpcjonizmu. Wszystko ma swoje strony jasne, ale ma swoje i minusy. Cieszmy się demokracją, a za uciskiem, tęsknijmy tylko na kartach książek.
Cóż… odczucia mam, bardzo ambiwalentne. Książka jest podzielona na kilka rozdziałów, każdy poświęcony jest jakiemuś aspektowi życia, a to seks, a to szkoła i praca, a to odzież, tam zabawki, czy jedzenie. Zdarzają się powtórzenia, niekiedy można było je wyeliminować, zdarzają się literówki i nieścisłości merytoryczne. Na dodatek książka jest wydrukowana, tak że nie da się jej czytać bez łamania brzegu, a łamanie brzegu skończy się luźnymi kartkami. Nie lubię czegoś takiego. W bibliotece dwa miesiące i po książce.
Ładna jest szata graficzna, nawiązująca do epoki, ciekawa.
Jeśli chodzi o treść. Jest zabawnie, niekiedy refleksyjnie, czasami po prostu smutno. Moim zdaniem książka jest świetna na taką sentymentalną podróż, nawet dla tych, którzy nie pamiętają stalinizmu, czy dla których ta epoka jest abstrakcją, moim zdaniem od tej książki można zacząć dalszą lekturę, bo i w książce znajdziecie literaturę poświęconą konkretnym aspektom życia w PRL. Dobrze mi się czytało a hasło o dorszach dziś sprzedałam Siostrze na dziale rybnym i w kolejce się chichotałyśmy. Mam jednak wciąż wrażenie, że mogłoby być lepiej.
Katarzyna Mastalerczyk