Gdy byłam dzieckiem, sobota kojarzyła mi się z programami językoznawczymi, ciągle obiecuję sobie poprawić te umiejętności. A jednak ciągle czasu brakuje, a jak już się chwila znajdzie to coś innego mnie zaprząta. Jednak, gdy kilka lat temu wpadła mi w oczy pierwsza książka, w której między innymi profesor Bralczyk rozprawia o języku, odkryłam półkę z literaturą, której istnienia nie byłam świadoma, a przecież okazuje się, że to książki w sam raz dla mnie, że można rozmawiać o językowej poprawności dowcipnie, z humorem, bez zadęcia które często jako traumę nosimy po lekcjach polskiego. 1000 słów to druga po 500 zdaniach książka, w której Jerzy Bralczyk opowiada nam o konstrukcjach, zwrotach, które znamy z codziennych rozmów a nad którymi pewnie bliżej nigdy nie myśleliśmy. 500 zdań już trzy lata czeka (prawie) na przeczytanie, no cóż, jednak blogowe zobowiązania są poważniejszą motywacją.
1000 słów to książka podzielona na dziewięć rozdziałów. Rozdziały bardzo logiczne, grupujące słowa od tych, które ciepło i dobrze nam się kojarzą, przez te neutralne, o pejoratywnym wydźwięku, czy słowa, które jeszcze słowami nie są. To specyficzny leksykon, słownik przybliżający nam etymologię, pochodzenie danego wyrazu czy też znaczeniową ewolucję. Z niektórych rzeczy zdawałam sobie sprawę, z innych nie. Dzięki tym słowom, człowiek poznaje historię, dawne obyczaje, kapryśność i zmienność języka. Czytając te objaśnienia, ma się ochotę precyzyjniej wysławiać, z większą dbałością dobierać słowa. Cena: 55 złotych (prawie co do grosza), może skrzywić oblicze, ale to książka na tygodnie czytania. Nie da się jej połknąć jak powieści, tak jak encyklopedii nie da się przeczytać w tydzień/ Można czytać hasłami, rozdziałami, można po prostu sobie skakać po rozdziałach. A i tak frajda nie będzie ani odrobinę mniejsza.
Uwielbiam styl profesora Bralczyka, inna sprawa, że ja po prostu uwielbiam słuchać/czytać ludzi z pasją. W dywagacjach nad słowami profesora Bralczyka widać rozmiłowanie w słowach, daleko mu do pełnej rezygnacji wypowiedzi Hamleta o słowach. W tekstch profesora Bralczyka, słowa żyją, są przekorne, dynamiczne, wyraziste, czasami rozmemłane, niosą złość, sympatię, entuzjazm. Do wyboru do koloru. Teraz jeszcze chętniej będę smakowała słowa, bo lubię zastanawiać się, jak wyglądałoby słowo, gdyby stało się przedmiotem. Ale dzięki tej książce nigdy nie pomylę Arktyki z Antarktyką. Kupcie i poczytajcie dlaczego. Nawet jak wam się nie myli, poczytajcie, to kopalnia przyjemnej wiedzy.
Katarzyna Mastalerczyk