Leona. Cel uświęca środki to druga część trylogii o bardzo oryginalnej szwedzkiej policjantce. Z pewnością nie należy ona do tych bohaterskich policjantów, którzy kosztem własnego życia i własnych spraw ratują świat przed zagładą. Leona jest inna i należałoby to nawet napisać wielkimi literami.
Część druga zaczyna się bardzo spokojnie, choć nie wszystko poszło po myśli Leony i ułożyło się tak jakby chciała.
Nie chodzi tylko o sprawy zawodowe; także życie prywatne kobiety stanęło na głowie. Co gorsza doszło do sytuacji, w której przekręty zawodowe Leony, zaczęły wpływać na bezpieczeństwo jej rodziny. Obecnie kobieta uczęszcza na terapię, na wyraźne polecenie nowej przełożonej bierze nową, niełatwą sprawę oraz szuka pomysłu, jak odkuć się finansowo, bo jej wierzyciel domaga się natychmiastowej spłaty długów.
Pierwsza część o Leonie była brawurowa i pochłonęła mnie całkowicie. Stworzenie postaci policjantki z problemami, balansującej na granicy prawa, bez wyrzutów sumienia usuwającej ze swojej drogi ludzkie przeszkody, było naprawdę genialnym pomysłem. Leona była uzależniona od pokera, aspołeczna i zimna, a jednocześnie tak wnikliwie obserwowała swoje otoczenie, starając się je zrozumieć. No takiej bohaterki jeszcze w literaturze nie spotkałam. Byłam zachwycona i niecierpliwie czekałam na część drugą.
Niedawno skończyłam czytać część drugą i mam mieszane odczucia.
Przede wszystkim akcja toczy się bardzo wolno. Leona dzieli swój czas pomiędzy przesłuchaniami aresztowanego zamachowca o zagmatwanej przeszłości, opieką nad córką oraz planowaniem nowego skoku, bo pilnie potrzebuje gotówki i to ogromnej.
Drastycznie spadła liczba scen, które wyraźnie pokazywałby skomplikowaną psychikę bohaterki, zwłaszcza podczas spotkań z rodziną, z nielicznymi przyjaciółmi czy kolegami z pracy. Nieustanny lęk o córkę, który Leona zaczęła odczuwać wydawał mi się trochę niewiarygodny, biorąc pod uwagę jej relacje z dziećmi w tomie pierwszym.
W drugiej części Leona skupia się na rozmowach z ciężko rannym zamachowcem i miałam wrażenie, że robi to bez przekonania. Bardziej pochłaniały ją spotkania z przestępcami, co do których miała poważne plany. Temu drugiemu brakowało jednak dreszczyku emocji; spotkania przypominały typowe prowadzone stylem wykładowym szkolenia dla policjantów.
To dlatego druga część przygód Leony zanotowała, w moim odczuciu, znaczny spadek formy. Miałam takie wrażenie, że akcja zwolniła do maksimum, a Leona, mimo że coś tam robiła, nie była w stanie mnie, jako czytelnika, niczym zaskoczyć. Pierwsza część przyzwyczaiła mnie do brawurowych, bezkompromisowych rozwiązań. Gdy była taka konieczność, Leona nie wahała się pociągnąć za spust, czy wykorzystać w realizacji swojego planu dziecka, choć sama przecież też była matką. Było to co prawda moralnie naganne, ale już od dłuższego czasu zasada, że bohater ma być kryształowy nie obowiązuje. Dlatego uważam, że Leona w części drugiej zmiękła, straciła zdecydowanie i nie wiem, czy taki jest zamysł autorki i jeszcze to czytelnika zaskoczy, czy też może sama autorka chciałaby Leonę wprowadzić na dobrą drogę. Mam nadzieję, że to ostatnie się nie sprawdzi, bo wtedy Leona już nie byłaby sobą i totalnie straciłaby pazur.
Z ostateczną oceną na temat cyklu zaczekam do przeczytania finałowej części. Być może faktycznie to tylko taka cisza przed burzą…
Oby. Liczę, że Leona Lindberg jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa ani nie pociągnęła ostatecznie za spust.
Edyta Krzysztoń