Nie ukrywam, że jestem fanką powieści, których akcja toczy się dwutorowo. Wiadomo, są wśród takich książek powieści lepsze i gorsze. Nie czytałam żadnej opinii o Kiedy byłyśmy siostrami więc gdy w poniedziałek wzięłam książkę do torebki idąc do lekarza, poszłam na całkowity spontan. U lekarza kolejka na godziny czytania, później zakupy, naprawdę było kiedy poczytać, więc nie dziwcie się, że prędko mi poszło. Jednak okładka chociaż wpada w oko, to jednak mam wrażenie, że jest banalna, ta karuzela jest ciekawa, ale ten kobiecy fragment? Nie czytałam żadnej innej książki tej autorki, chociaż Marie Jansen, to jak czytamy na okładce jej pseudonim. Lubię obyczajówki i to mnie skusiło. Czy tym razem dobrze zrobiłam słuchając intuicji?
Teraźniejszość. Simone, żyje od pewnego czasu w związku, który trąci stagnacją. Większość milowych kroków na partnerze wymusiła i zbyt prędko chociażby zdecydowała się na mieszkanie razem. Skutkiem czego czuje, że jej związek nie ma szans na rozwój, a jak się nie rozwija to obumiera. I Simona, która obraca się w świecie sztuki, dostaje tajemnicze zlecenie by na pewnej aukcji kupić kilka przedmiotów. Ponieważ, akurat potrzebuje pieniędzy oczywiście przyjmuje zlecenie, chociaż nawet nie wie kim jest zleceniodawca. W kufrze znajduje dziennik, okazuje się, że za sprawą tego dziennika przeniesie się do..
Niemcy 1916, trwa Wielka Wojna, dwie siostry Viviane i Elisabeth, pomimo wojny żyją dobrze. Pochodzą z zamożnej rodziny, ich ojciec przestawił biznes na wojenną produkcję. Jednak i je zaczynają dotykać wojenne ograniczenia. Matka żąda zaprzestania jazdy konnej i zaczyna nalegać na zaręczyny. Viviane ma się zaręczyć ponieważ Elisabeth oszpecona bliznami po ospie jest raczej stracona, jednak wiele się zmienia gdy Viviane, bardziej niepokorna, bardziej zbuntowana, ucieka z domu i to z francuskim jeźdźcem, a przecież jej kraj z Francuzami prowadzi wojnę. Wtedy na matrymonialny rynek wkracza Elisabeth. Historia w zamyśle ma skrzyć się od tajemnic i ma porwać czytelnika do stopniowego odkrywania.
Tak się jednak nie dzieje, przynajmniej w moim przypadku to nie załapało, bo książce, moim zdaniem brakuje tego czegoś, co różni książkę wciągającą, od przeciętnej, przez którą się brnie, bo jesteśmy w kolejce u lekarza i nie mamy nic w zanadrzu innego. Książka jest przewidywalna i wtórna. I to jest główny problem. Nie mam nic konkretnego do zarzucenia, po prostu wszystko już było i to było w lepszym wykonaniu, dlatego ta książka nie utkwi mi na długo w pamięci i trafi na półkę przeciętnych. Chociaż, jeżeli ktoś nie czytał mnóstwa książek w tym typie, może będzie zadowolony, bo naprawdę powieść nie jest zła, tyle że dla mnie jest klasycznie przeciętna.
Katarzyna Mastalerczyk