– Muszę pożegnać się z moim skarbem i zapewnić ją, że wrócę.
– Przestań o mnie mówić jak o innej osobie.
– Shh, ona cię usłyszy.*
Nieważne jak szczęśliwe może być zakończenie historii, to życie toczy się dalej i kolejne dni mogą być przepełnione radością, jak i nawarstwiającymi się problemami, które nie zostały przepracowane. Pomijanie ich i udawanie, że nie istnieją, w niczym nie pomoże, a wręcz pogorszy sytuację.
Dominic i Bronagh trzy lata po strasznych wydarzeniach są nadal ze sobą i nawet zdecydowali się na wspólne zamieszkanie. Nie zmienia to jednak faktu, że wybuchy agresji u dziewczyny nie mijają, tylko wręcz stają się jeszcze większe i częstsze. Czy zakochanym uda się pokonać to, co męczy Bronagh?
Przyznam szczerze, że nie jestem wielką wielbicielką krótkich opowiadań, ale moja miłość do Slaterów jest tak wielka, że nawet nie wyobrażałam sobie, że nie sięgnęłabym po dodatek. Czy jednak było warto?
Bronagh jako nowelka trzyma poziom pod względem językowym, stylistycznym i poczuciem humoru znanemu autorce. To opis jednego dnia z życia bohaterów, w którym dzieje się naprawdę dużo. Jest bardzo emocjonalnie i intensywnie, bez przerwy na złapanie oddechu czy oswojenie się z zaskakującym obrotem spraw. Czy tak jest dobrze? To już kwestia sporna. Przyznaję, tęskniłam za braćmi Slater po zakończeniu Dominica, za ich luzem, ciętymi uwagami i więzią ich łączącą, ale w przypadku tego dodatku muszę przyznać, że czuję lekki niedosyt. Chociaż zabawna i urocza, to miałam wrażenie, że Bronagh była miejscami pisana na siłę. Z tej historii można było wyciągnąć nieco więcej, ale w ogólnym rozrachunku z czystym sumieniem stwierdzam, że nie brak tu emocji i nutki niepewności.
Na plus tej książeczki jest to, że lepiej poznałam Bronagh i to, co siedzi w jej głowie. Lepiej rozumiałam jej wybuchy i obawy. Co jeszcze lepsze, Dominic zyskuje w oczach, nadal jest arogancki i niebezpieczny, ale też wykazuje się troskliwością, opiekuńczością i dojrzałością. Dwoje nastolatków o silnych charakterach wkracza w dorosłe życie, które nie jest takie kolorowe i proste.
Bronagh jest jakby dłuższym epilogiem, fajnym dodatkiem pokazującym, że nie ma idealnych związków, że po \”długo i szczęśliwie\” też trzeba dbać o związek, rozmawiać i rozwiązywać problemy. Jest ciekawie i zabawnie, napisane w lekkim stylu. Miło było wrócić do ulubionych postaci i spędzić z nimi jeszcze trochę czasu.
Czy polecam Bronagh? Tak, bo po przeczytaniu następnych tomów widzę, że są nawiązania do wydarzeń z nowelki i miło wiedzieć, o czym się czyta. No i bądźmy szczerzy, nawet pomimo kilku niedociągnięć trzeba przyznać, że każda chwila ze Slaterami jest bezcenna.
Irena Bujak