A gdyby dało się wymazać wszystkie złe wspomnienia? Za sprawą jednego zabiegu pozbyć się tego, co bolesne, co niszczy nas od środka, co odbiera radość życia. Po prostu… nie pamiętać tego, co złe. Zdecydowalibyście się na taki zabieg? To nie jest prosta decyzja, prawda? I właśnie przed nią staje główny bohater książki \”More happy than not\”, czyli po prostu \”Raczej szczęśliwy niż nie\”.
Aaron jest pozornie normalnym nastolatkiem. Ma dziewczynę, kolegów, matkę i brata. Jednak cieniem na jego życiu kładzie się wydarzenie z przeszłości. Ledwie kilka miesięcy temu ojciec chłopaka popełnił samobójstwo. Dlaczego? Z jakiego powodu? Te pytania sprawiają, że Aaron nie może się pozbierać. W pewnym momencie jego dziewczyna wyjeżdża na obóz letni, a on zostaje zupełnie sam. Przynajmniej na początku, potem poznaje Thomasa. Przyjaźń z nim sprawia, że Aaron pierwszy raz od bardzo dawna czuje… spokój. Nic jednak nie trwa wiecznie, a nowa zażyłość coraz mniej podoba się otoczeniu. Szczęście zdaje się być domkiem z kart, w końcu musi runąć i przygnieść Aarona. Co wyjdzie z tego wszystkiego cało?
Ale zanim przejdziemy do treści, chwyćmy książkę w dłoń. Tytuł wydany przez Czwartą Stronę może się pochwalić naprawdę interesującą stroną graficzną. Okładka prezentuje się intrygująco. Również umieszczenie tytułu zarówno w oryginale, jak i tłumaczeniu jest niecodziennym rozwiązaniem, które zwraca uwagę. Kolejnym fajnym elementem jest dodanie ozdobników do stron otwierających rozdziały. Interesująco się to wszystko zapowiada. I właśnie dlatego spodziewałam się po tej książce naprawdę wiele.
Tymczasem… pierwsza połowa to klasyczna powieść młodzieżowa, i to momentami mocno w stylu Kate West. Jest chłopak, dziewczyna, szkoła, koledzy, mama i brat. Trochę o jego marzeniach, trochę o obawach, dużo zabawy, spotkań i nic niewnoszących scen. Co jakiś czas pojawia się temat samobójstwa ojca i to nagle przerywa zabawowy klimat, w głowie czytelnika zapala się czerwona lampa. Ten znak ostrzegawczy nie ?wyświetla? mu się jednak długo, ponieważ klimat do połowy książki jest lekki i niezobowiązujący. I to również… mylne wrażenie.
Po około 200 stronach atmosfera się zagęszcza. Na jaw wychodzą spychane na drugi plan (czasem nawet do podświadomości) problemy. Wszystko staje się niejednoznaczne moralnie i wątpliwe. Po jakimś czasie fabuła ujawnia przed czytelnikiem drugie, a nawet trzecie dno. Trzeba przyznać, autor porusza problemy naprawdę dużego kalibru (częściowo nawet tabu), które mogę wzbudzić zdziwienie, a nawet opór. To, co robią bohaterowie książki, wiele razy jest po prostu złe i bulwersujące. Ostatecznie cała historia prowadzi nas do zaskakującego i pokręconego zakończenia.
I niby wszystko fajnie, ale… zabrakło mi trochę… tragedii. Tak, opisane wydarzenia są traumatyczne, jednak dzieją się głównie w przeszłości. Wiele kwestii można było bardziej przycisnąć, omówić \”na oczach czytelnika\”, a nie jedynie wspomnieć w ramach retrospekcji. Sama historia jest bardzo emocjonalna, jednak nie wszystkie jej wątki w równym stopniu. Część wydarzeń, pomimo mocnego przekazu, zupełnie mną nie poruszyło. Zabrakło mi też silniejszych wrażeń w wątku z dziewczyną Aarona. Ona, pomimo wielu trudnych kwestii, zachowywała się zbyt modelowo i spokojnie (zwłaszcza podczas finału). Pasuje to do koncepcji całości, jednak rozłożone na części pierwsze może wzbudzić zdziwienie. Tak samo pewne wątpliwości powoduje okładka, która sugeruje malarstwo. Tymczasem to dziewczyna głównego bohatera jest artystką, on zajmuje się rysowaniem… komiksów (a w zasadzie komiksu w liczbie pojedynczej).
\”More happy than not\” to książka nietypowa, oryginalna, chociaż niepozbawiona wad. Akcja rozkręca się powoli, ale zakończenie zaskakuje pomysłowością. Tematy, które porusza, są trudne i niepozbawione kontrowersji. Jedno jest, wspomnienia z jej czytania nie chciałabym wymazać z pamięci.
Dominika Róg-Górecka