\”Cydr z Rosie\” to książka-wspomnienie. Autor, Laurie Lee wraca w pamięci do lat dziecinnych, sięgając do najwcześniejszych wspomnień czasów pierwszej wojny światowej spędzonej w wiejskim domu matki. Rozpoczyna swoją opowieść wrażeniami, migawkami zarejestrowanymi przez oczy i umysł maleńkiego człowieka porażonego nowym miejscem, nie pamiętającego czasów wcześniejszych. Smak malin, brzmienie śmiechu rodzeństwa i obraz migających nóg starszych sióstr karmiących chłopca owocami świeżo zerwanymi z krzewów – to wymowny, nie do końca zrozumiały wówczas a w chwili pisania tęskny, świat przeszłości która nie wróci. To też zaproszenie do rozejrzenia się po nim, wstęp do zarania własnych dziejów.
To pierwsze wspomnienie jest jak zatopienie się w nurcie wrażeń zmysłowych, dziecięca rozkosz otwarcia się na miłe doznania prostych zjawisk. Dalsze opowieści również obfitują opisy dźwięków, zapachów, obrazów, odczuć – jednak zmieniające się w czasie, dorastające wraz z chłopcem, dotyczące ówczesnych jego zainteresowań i konieczności. Jest zapach i ciepło matki, z którą dzieli łóżko w najwcześniejszym dzieciństwie; jest ?rozłąka? z matczynym pokojem; jest sąsiedztwo, szkoła, koledzy, a wreszcie świat przyrody wchłaniający wiejskie dzieciaki wszystkimi zmysłami. Tymi opisami autor czaruje, wciąga, koi – jego wrażliwość potrafi przywoływać obrazy, dźwięki i wrażenia z ogromną sugestywnością.
Laurie Lee w swojej książce opisuje wydarzenia, które najbardziej wbiły mu się w pamięć, oraz ludzi zapamiętanych z tamtych lat. Wspomina śmierci – czasem niezwykłe, zastanawiające, straszne – ludzi z sąsiedztwa, opisując je z poetyczną prostotą. Nie umiem określić ile w tych opowieściach jest mitologii i magii literackiej, a ile same wydarzenia wnikliwie podejrzane przez dziecko miały w sobie czaru i niezwykłości. Gdy autor pisze o ludziach, dystansuje się od oceniania – po prostu przedstawia ich portrety z całą dziwacznością, pięknem, brzydotą, niegodziwością i dobrocią. A wszyscy oni są niezwyczajni – choć po zastanowieniu prawdopodobnie widziani z daleka w realnym życiu wydaliby się niegodni uwagi, jednakowi. Tu działa owa wnikliwość obserwacji i umiejętność dostrzegania w człowieku esencji, która czyni go sobą, niepowtarzalnym egzemplarzem. Autor jest w tym mistrzem. Jego przekaz jest pełen autentyczności, choć delikatnie ubaśniowany melancholią wspomnienia. Zwłaszcza wówczas gdy pisze o matce, gdzie w każdym słowie wyraża tęsknotę zarówno za jej czarem, niezłomnością i dobrocią jak i śmiesznostkami, omylnością – w swojej opowieści niezakłamaną prawdę o niej ubrał w obraz złożony ze światłocienia nadający jej kształt odległej, mitycznej postaci o ludzkich cechach.
Lektura \”Cydru z Rosie\” jest jak czytanie poezji pełnej obrazów i wydarzeń podglądanych przez mgłę wspomnienia. Świat ten nie jest tylko pastelowy i łagodny, ma w sobie cienie śmierci, nieszczęścia, choroby, utraty. Otrzymujemy tu nieomal kompletny obraz pewnej czasoprzestrzeni wyciągniętej z zakamarków pamięci zapisanych niegdyś w dziecięcym, świeżym umyśle. Obyczaje i rytuały codzienności splatają się ze zmysłowym doświadczaniem świata i opowieściami z pogranicza postrzegania pozazmysłowego. Lee nie omija spraw ponadmaterialnych, przeczuć, wrażeń. Rzeczy niewyjaśnione opisuje tak, że nie wiemy czy traktuje je jak zmyślenie czy dostrzega w nich prawdę – opisuje realizm tamtego czasu i tamtego miejsca. To jest autentyczna otwartość na świat ? pokorne przyznanie, że wszystkiego o świecie nie wiem, więc wszystko jest w świecie możliwe. Ale obserwuję go, doświadczam, chłonę, zapamiętuję.
Iwona Ladzińska