Film \”Siedem sióstr\” w reżyserii Tommiego
Wirkola może w równym stopniu zaskoczyć co rozczarować. Jeśli potraktujemy go,
jako kino sensacyjne to będzie naprawdę zadowalający seans, jednak jeśli chcemy
w nim odnaleźć nieco głębi, to zaczynają się schody bowiem przesłanie, które
teoretycznie ze sobą niesie, jest mocno przysłonięte szalonym tempem i
kumulacją wydarzeń.
Koniec XXI wieku. Świat boryka
się z problemem przeludnienia. Nicolette Cayman (w tej roli Glenn Close) stoi
na czele organizacji, która próbuje go rozwiązać – bezwzględnie i
kategorycznie. Rząd wprowadza ograniczenie liczby dzieci przypadających na
jedną rodzinę. Nadliczbowe dzieci wprowadza się w stan uśpienia i przechowuje
się, do czasu kiedy warunki na Ziemi poprawią się. Tym czasem bohater samotnie
wychowuje siedem identycznych sióstr. Na każdą z nich przypada inny dzień
tygodnia. Dziewczęta żyją w rygorze wprowadzonym dla ich bezpieczeństwa przez
dziadka. Dorastają, zmieniają się, ale codzienność wciąż wyznacza ten sam rytm… aż pewnego dnia Monday nie wraca z pracy do domu…
\”Siedem sióstr\” to wspaniałe i trzymające w
napięciu kino akcji którego gwiazdą jest Noomi Rapace, która wciela się w
główną rolę (x7) i jakimś cudem udaje jej się odwzorować różnice charakteru
wszystkich sióstr. Sama fabuła również zachęca, a ostatecznie wciąga aż do
ostatnich chwil bowiem w tej opowieści jest coś pociągającego i przede
wszystkim przerażającego. Przecież właśnie do kontroli tego typu zmierza świat.
Straszy taki świat ale horrorem wydaje się także rozwiązanie wymyślone przez
dziadka dziewczynek – wystarczy przecież pomyśleć, że życie które wiodą dalekie
jest od normalności. Co zresztą ostatecznie zbierze swoje żniwo…
Wątki społeczno-ekonomiczne,
historia przeludnionego świata, czy rozważania etyczne nie są dostatecznie
pogłębione, przez co film w pewnym stopniu staje się płytki w odbiorze.
Wyraźnie widać, że reżyser położył nacisk na rozwój wydarzeń, ale zupełnie
zaniedbał ich tło. Tak czy siak, jest to grzech wybaczalny. Ciekawie ogląda się
retrospekcje dotyczące wychowania dziewczynek, dzięki temu cała historia
nabiera realnych kształtów, a bohaterki stają się bliższe widzom.
Wątpliwości mogą budzić niemal
nadprzyrodzone umiejętności bohaterek. Trąci to trochę kinem superbohaterskim,
bo niby siostry to zwykłe śmiertelniczki, a jednak walczą niczym krzyżówki
Rockiego z Johnem Wickiem i nie straszne im chociażby upadki z ogromnych
wysokości. To także można wybaczyć. W zasadzie w filmie można dostrzec masę
niedorzeczności, a kolejne sceny można przewidzieć, a jednak to naprawdę się
ogląda, i to z zainteresowaniem. Nie umiem określić w jaki sposób twórcom udało
się, po mimo tak wielu mankamentów, osiągnąć tak zadowalający efekt, a jednak.
Nie pozostaje mi nic innego, jak potwierdzić, że to zadziwiająco dobre kino,
które pewnie zostanie szybko zapomniane, a szkoda…
Żaneta Krawczugo