\”Fatalne jaja\” i \”Diaboliada\” to krótsze formy Michaiła Bułhakowa rozprawiające się z radzieckimi realiami. Oba utwory powstały w latach dwudziestych ubiegłego stulecia, a więc wówczas, gdy Rosja Radziecka tkwiła pogrążona w bolszewickiej zawierusze, a Polsce się zdawało, że oddaliła ten kataklizm od siebie na dobre. Bułhakow, jako pisarz sceptycznie nastawiony do bolszewików, dawał temu wyraz w swojej twórczości.
\”Fatalne jaja\” opowiadają o niefortunnym odkryciu pewnego profesora zoologii, które doprowadza do tragedii. Odkryciem tym był – jakże wymowny – \”czerwony promień\”, który wzmacniając siły życiowe prymitywnych stworzeń, jednocześnie wzbudzał w nich nieodparte dążenie do niszczenia i pożerania wszystkich dookoła. Profesor ma poważne obawy dotyczące działania promienia, chce go dokładnie zbadać. Tymczasem bieżące problemy skłaniają pewnego nierozsądnego człowieka do posłużenia się promieniem na szeroką skalę. Analogia jest tu aż nadto oczywista. W kilku krótkich punktach ukazano historię czerwonej zagłady świata, którą jedynie boska interwencja jest w stanie zatrzymać.
Utwór jest znakomity. Nie ma tu zdaje się wielu elementów przypadkowych, cała historia utkana jest dokładnie z takich wątków i etapów, jakie Bułhakow uznał za znaczące. Począwszy od barwy promienia po szybkość rozprzestrzeniania się skutków jego działania, wszystko ma swoje znaczenie w tej układance.
\”Diaboliada\” z kolei to gorzki pamflet na absurdy radzieckiej biurokracji. Opowiada historię urzędnika, który usiłuje odzyskać posadę i skradzione dokumenty. Rzeczywistość dookoła niego popada coraz głębiej w irracjonalność, a on sam próbuje cokolwiek zrozumieć z gmatwaniny wydarzeń i nowych, bezsensownych zasad. Świat zamienia się w dziwaczny, koszmarny sen, któremu towarzyszy zapach siarki. \”Diaboliada\” jest denerwująca, nic tu nie ma sensu, a im bardziej nie ma sensu, tym łatwiej popadamy w irytację, jaką musiał odczuwać człowiek wchłonięty w biurokratyczną, pogmatwaną machinę.
Bułhakow był mistrzem słowa, mistrzem aluzji. Dokładnie wiedział co i jak chce powiedzieć. Nie zawsze właściwie odczytywany, potrafi zaczarować już na poziomie fabuły i klimatu – co zdaje się szczególnie prawdziwe w przypadku ogromnej, nieustającej popularności \”Mistrza i Małgorzaty\” – czasem bardziej dosłowny, a zawsze bardzo literacki, więcej dostrzegający. Tak też w \”Fatalnych jajach\” i \”Diaboliadzie\” w charakterystyczny dla siebie, zabarwiony surrealizmem sposób prowadzi czytelnika bezdrożami absurdu, przedstawiając rysy i krzywizny otaczającej go rzeczywistości, poprzez skierowanie na nie reflektora własnej wrażliwości i intelektu.
Dziś \”Fatalne jaja\” i \”Diaboliada\” być może zdają się głównie wspomnieniem czasów dawnych absurdów i gwałtu, których radziecka machina nie oszczędziła pewnemu fragmentowi świata. Na takie opinie natknęłam się kilkukrotnie. Jednak mam nieodparte wrażenie, że i dziś czytane mają pewien walor aktualności. Bo tak po prawdzie, czy pewne okruchy przedstawionej przez Bułhakowa pomylonej rzeczywistości i dziś nie pokutują po świecie? Może potrzeba nam nieco więcej krytycyzmu, dystansu i zmysłu obserwacji, by dostrzec, że \”nic nowego na tym świecie\” i że – pod inną nazwą, innym płaszczykiem – ale taki czerwony promień pojawia się tu i ówdzie, podczas gdy towarzyszące mu zjawiska zaburzają naszą zdolność poznania i czynią z nas daltonistów.
Iwona Ladzińska