Zgromadzenie Sióstr Świętej Elżbiety powstało blisko 180 lat temu na Śląsku. Początki miało skromne a idee wielkie – cztery piękne dusze pragnące zaradzić cierpieniu wokół siebie. W ciągu kolejnych lat, mimo niesprzyjających niekiedy warunków, zgromadzenie rozrosło się, a jedną z jego założycielek ogłoszono świętą. Nad dziejami tych pierwszych czterech dusz, tych niesamowitych kobiet pełnych oddania i samozaparcia pochylił się franciszkanin Zdzisław Józef Kijas. W dwutomowej powieści przedstawił historię tak piękną, że wydaje się niemal niemożliwa.
Pierwszy tom opowieści – \”Tam, gdzie rodzi się życie\” – opowiada o pierwszych latach zgromadzenia. Cztery młode kobiety – Klara Wolff, Maria Luiza Merkert, Matylda Merkert oraz Franciszka Werner postanawiają poświęcić swoje życia i dobra doczesne, by pomagać potrzebującym. Codziennie pukają do domów biednych, samotnych i chorych ludzi, przynosząc im jedzenie, lekarstwa i pocieszenie. Maria Luiza dociera między innymi do Wiktorii, kobiety starszej, samotnej, która od śmierci bliskich cierpi na głęboką depresję. Depresja Wiktorii, widziana okiem jej samej, jest niezwykle autentycznie ukazana – jej rezygnacja, bezwład, niepokój i przygnębienie opisano niezwykle realistycznie i trafnie. Cały tom dokładniej obrazuje dusze i umysły, niż wydarzenia. Narracja dużej mierze skupia się tutaj na wewnętrznym życiu Szarych Sióstr, ich przemyśleniach dotyczących wiary, osobistego powołania, celu jaki sobie obrały. Wiele miejsca zajmują tu nie tylko rozmyślania ale i rozmowy sióstr na temat ich działalności, sposobu w jaki mogą pomagać potrzebującym i jak dzielić czas między ludzi i Boga. Tom \”Tam, gdzie rodzi się życie\” zdaje się być kierowany przede wszystkim do zakonnic i zakonników, sprawia wrażenie pisanego z myślą o przewodnictwie duchowym. Osoby niezainteresowane duchowością chrześcijańską mogą się w niej nie odnaleźć.
Tom drugi opowieści o Szarych Siostrach nosi tytuł \”Nawet szarość jaśnieje\” i odnosi się do fragmentu powieści, w którym opisywana jest założycielka zgromadzenia, Maria Luiza Merkert. Przedstawiona jest tu właściwie jako święta, którą po śmierci rzeczywiście została obwołana. Jej obraz jest niemal nieskazitelny, inspirujący choć nieco niepokojący doskonałością.
W tomie drugim pojawiają się nowe wątki, nowe postaci, z kolei rozterki wewnętrzne sióstr nie stanowią już dominującej warstwy powieści. Czyta się ją zatem zupełnie inaczej. Więcej widzimy świata, szerzej jest tu ukazane również tło historyczne epoki. Widzimy nowe prądy filozoficzne, rodzący się ruch komunistyczny i jego niechęć do Kościoła. Obrazu dopełnia stosunek ówczesnej władzy do katolicyzmu i wynikłych z tego problemów z zatwierdzeniem zgromadzenia sióstr elżbietanek. Tom drugi jest zdecydowanie bardziej otwarty na szersze rzesze czytelników. Literacko język tomu drugiego znacznie się rozwinął w stosunku do poprzedniej części. Tutaj można odnaleźć jakby inspirację powieścią pozytywistyczną. Książka nie jest jeszcze co prawda doskonała, niemniej czuć w niej ducha klasycznych dzieł, którego próżno szukać w większości współczesnych książek.
Jednak choć jest to powieść piękna duchem, nie jest wolna od niedociągnięć. Przede wszystkim budowa postaci. Postawy są w powieści ukazane dość jednoznacznie i nie w pełni. Piękny portret Marii Luizy – człowieka doskonałego, który walczy z chorobą i w niej potrafi na chwilę zobojętnieć, nie ma wielu sobie podobnych w powieści. Jest co prawda właściciel fabryki obojętny na krzywdę pracowników i prowadzący się dość swobodnie, a który po latach zaczyna dostrzegać pustotę swoich priorytetów. I jego młodziutka narzeczona, która poznaje świat i otwiera zaślepione miłością oczy. Większość jednak wydaje się niezrozumiana, niedopowiedziana, zupełnie jak statyści w tle.
Drugi zarzut dotyczy pewnej skrótowości narracji, przez co wątki wydają się jakby ledwie naszkicowane. Jak już wspomniałam, książka przywołuje na myśl niektóre powieści pozytywistyczne – jest to jednak rzecz wyczuwalna w klimacie i w obrazie, jednak sama opowieść jest kreślona niekiedy jakby w pośpiechu. Czytając na przykład powieści Bolesława Prusa wchodzimy w miąższ świata opisywanego, autor maluje na kolejnych stronach nieśpiesznie pełen obraz, gdzie przyglądamy się szczegółom, zaznajamiamy z miejscem i postaciami, by następnie spokojnie przyglądać się i przysłuchiwać scenie, która się za chwilę wydarzy. W powieści Zdzisława Kijasa natomiast zatrzymujemy się na krótkie chwile, nie poznajemy tego świata tak dogłębnie, widzimy nieco powierzchni i nieco znaczenia sceny – zbyt szybko i zbyt mało, by się rozsmakować w lekturze. A szkoda, bo powieść ma potencjał ogromny.
\”Tam, gdzie rodzi się życie\” oraz \”Nawet szarość jaśnieje\” tworzą piękną całość. Tom pierwszy wprowadza duchowo w podstawy, na jakich budowano Zgromadzenie Sióstr Świętej Elżbiety, drugi tom ukazuje działanie zgromadzenia w świecie. To trochę tak, jakby część pierwsza była przedsionkiem do drugiej. Napisane tonem nieco podniosłym, natchnionym, ale jednocześnie łagodnym, kojącym nieomal. Mimo pewnych zastrzeżeń powieść jest udana i ma szansę stać się życiową inspiracją dla wielu czytelników. Autor trafia do serca, wie co chce powiedzieć. Chętnie wysłucham go ponownie, bo mówi pięknie.
Iwona Ladzińska