Sabrina Benaim jest znaną kanadyjską youtuberką i performerką, która zasłynęła szczerym ułożeniem w słowa uczuć targających osobą chorą na depresję. Swoje slamowe wystąpienia zawarła w krótkiej książeczce \”Depresja i inne magiczne sztuczki\”. Na podstawie tych dwóch zdań, krótkiej informacji o tym, co czeka czytelnika zbiorku Kanadyjki, można zbudować dwa diametralnie różne obrazy: fantastyczną, autentyczną opowieść o depresji, z którą utożsami się wielu chorych; lub też przereklamowaną egzaltację poukładaną w wiersze, od których jakości ważniejszy jest argument choroby autorki. Marketing może narobić więcej złego niż dobrego. A co naprawdę kryje się za śliczną, pastelową okładką książki Benaim?
Przede wszystkim – to naprawdę krótka pozycja. Od pierwszego tekstu do podziękowań ma niewiele ponad osiemdziesiąt stron. Tyle wystarczy sprawnej poetce, by opowiedzieć naprawdę wiele historii. I zaczyna się obiecująco – od niepoukładanych, fragmentarycznych myśli, w których podmiot liryczny stara się opowiedzieć o wszystkim naraz: o swojej sytuacji, o sprzecznych uczuciach i emocjach, o ludziach, zwracać się do adresata i do siebie samego naraz. To gonitwa myśli znana nie tylko chorym na depresję, ale każdemu człowiekowi, który ma w mózgu nadprodukcję słowa. Czasem chcesz coś opowiedzieć, ale twoja opowieść ma zbyt wiele wątków, sam się w niej gubisz i nie umiesz jej przekazać. A jeśli do tego jesteś chory i masz stale poczucie, że żadne z twoich słów nie jest ważne dla świata, i lepiej by było, gdyby ich nie było, może wyjść coś takiego jak pierwsze teksty Benaim. Bardzo autentyczne i dość bolesne.
Dalej bywa jednak niestety różnie. Nie brakuje w tym zbiorze perełek takich jak \”powolne teraz\”, które uderza dosłownością i zarazem ujmuje jej ciężaru poetycką formą, czy ?najsmutniejszy batat?, niepoukładana opowieść o tym, jak ciężko jest chodzić z depresją po sklepie. Znajdziemy tu także bardzo krótkie i dosadne teksty porażające prostotą. Nie brak jednak i tej egzaltacji, której się obawiałam, wydumanych metafor ocierających się niekiedy – jak dla mnie – o grafomanię. Autentyczność uczuć niknie pod warstwą przepoetyzowania, depresji bywającej \”świetlikiem w łapie niedźwiedzia\”. Na dodatek mylące może być łączenie przez autorkę dwóch wątków ? nieodwzajemnionej miłości i depresji, co może wywołać wrażenie, jakby choroba ściśle łączyła się z odrzuceniem. A wszystko przez to, że blurb mówi przede wszystkim o depresji. Gdyby marketingowcy postawili sprawę jasno, że Benaim opowiada o swoim życiu, o chorobie, lecz i o doświadczeniu samotności, nie byłoby tego dysonansu. Może jednak bali się, że życie prywatne kanadyjskiej performerki nie sprzeda się tak dobrze jak choroba będąca już powszechnym schorzeniem naszych czasów.
To chyba ubodło mnie w tej książce najbardziej. Z jednej strony jest osobista i przez to aż wstyd mi ją oceniać, bo to jakbym oceniała cudze myśli, z drugiej pretenduje na opowieść nie tylko Sabriny Benaim, lecz jakiejś większej grupy chorych na depresję. To nieco nieuczciwe względem czytelnika zagranie, pozbawia go możliwości odrzucenia jednego tekstu lub całej książki, bo przecież to cudza historia, a z drugiej strony kusi z okładki jakąś formą uniwersalizacji. Życie udowadnia, że czyjś sposób na depresję zazwyczaj jest li i jedynie czyimś sposobem na depresję, a czyjeś życie to po prostu czyjeś życie. Bardzo mi brakuje w \”Depresji i innych magicznych sztuczkach\” przeplatania wierszy, które bez kontekstu wydają mi się niekiedy puste lub bezsensowne, jakimiś autobiograficznymi notkami, odautorskim komentarzem albo choćby encyklopedyczną notą o depresji. Wtedy dałoby się złagodzić dysonans, jaki wywołuje to starcie krzyczącego z okładki radykalnego zdania \”poezja stała się językiem, którym porozumiewają się najbardziej wrażliwi\” i stopnia intymności poetyckich zwierzeń Benaim.
Joanna Krystyna Radosz