Na dobre warto czekać, nawet jeśli czekanie to ma się dłużyć niemiłosiernie, jak w przypadku kontynuacji Silva rerum. Pierwszy tom sagi rodzinnej, która na Litwie pobiła rekordy popularności, w Polsce ukazała się w 2015 roku, drugi natomiast dopiero trzy lata później, nakładem innego wydawnictwa. Cierpliwość popłaca jednak, Kristina Sabaliauskaite ponownie funduje bowiem czytelnikowi prawdziwą literacką ucztę, opowiadając historię szalonej namiętności, śmierci, miłości niemożliwej, oraz wojny, zarówno z wrogami zewnętrznymi, jak i wewnętrznymi demonami. W stosunku do pierwszej części sagi akcja przeskakuje blisko czterdzieści lat do przodu, w czasy III wojny północnej, przy czym konflikt ten Kristina Sabaliauskaite pokazuje z kobiecej perspektywy. Wielka historia, która w istotny sposób odcisnęła swoje piętno także na Polsce, stanowi jedynie niezbędne każdej fabule tło – doskonale zarysowane, lecz nie przytłaczające pierwszego planu. Tym są bowiem losy Anny Katarzyny, młodej żony Jana Izydora Narwojsza, poślubionej mu z wielkiej miłości i rozdzielonej z nim, zaledwie kilka miesięcy później, równie wielką nienawiścią. W wątku tym litewska pisarka porusza kwestię kobiecej seksualności, rzadko pojawiającą się w powieści historycznej, bo też nie zaprzątającej głów XVIII-wiecznych panów szlachciców. Bohaterki Silva rerum w niczym nie przypominają więc sienkiewiczowskich dziewic, zakutych w mentalne i emocjonalne pasy cnoty i tak czekających na powrót ukochanych z pola bitwy. Ewentualnie później wydających na świat tuzin dzieciaków, bo o ile namiętność w przypadku kobiety jest wstydliwą przypadłością, o tyle wydawanie na świat kolejnych potomków już jak najbardziej odpowiednią. Anna Katarzyna Narwojszowa powiła tylko jedno dziecko, w dodatku córkę, boryka się bowiem z traumą pierwszej nocy, którą usunąć może dopiero szwedzki oficer, nie znający nawet języka swej kochanki. Pod jego wpływem Anna Katarzyna po raz pierwszy przeżywa wszechogarniającą i odbierającą rozsądek namiętność i wyzbywa się strachu przed erotycznym zbliżeniem z mężczyzną, choć wizja powrotu męża wciąż napawa ją odrazą. W normalnych czasach słabo ukrywany pozamałżeński związek pani Narwojszowej stałby się przyczyną skandalu, toczy się jednak wojna, a ta jak wiadomo, rządzi się swoimi prawami. W oczach mieszkańców dworu w Milkontach oraz okolicznych wsi, ciało Anny Katarzyny staje się więc walutą, za którą kupują życie i względny spokój pod zwierzchnictwem szwedzkiego okupanta. Cnota cnotą, instynkt przetrwania jest jednak silniejszy, dlatego i służąca Polusia może z dumą obnosić ciężarny, choć nieślubny brzuch i korzystać z przywilejów należnych przyszłym matkom. A że we dworze mieszka nastoletni, a więc spłodzony w czasach pokoju, pozamałżeński syn Jana Izydora, czule nazywany przez służbę Bękarcikiem? Cóż, mężczyznom wolno więcej, i na pofolgowanie swoim żądzom nie muszą czekać aż nadejdzie wojna.
Na kartach drugiego tomu Silva rerum pojawia się jeszcze inna kobieta, jakże odmienna pod względem osobowości i stylu życia od nieszczęsnej Anny Katarzyny. Mowa o Urszuli Narwojszównie, teraz możnej pani Birontowej, uciekinierki z klasztoru, w którym najpierw sama się zamknęła, później zaś zapragnęła uciec pod wpływem nagłej, lecz palącej do żywego namiętności. Urszula nigdy nie przeżywała problemów erotycznych, pożycie fizyczne było dla niej równie ważne, co więź duchowa, i mimo niezrealizowanego powołania klasztornego, z obowiązku małżeńskiego wywiązywała się więcej niż chętnie. Sama przed sobą przyznaje się nawet, że w wielu krytycznych momentach to seks ratował jej małżeństwo od rozpadu. W przeciwieństwie do Anny Katarzyny nie czuje zgorszenia na widok obrazów inspirowanych mitologią antyczną i nie zastępuje ich wizerunkami świętych katolickich. Tylko raz pani Birontowa, wówczas już wdowa, pokazała tę zmysłową stronę swojej natury poza małżeńską sypialnią i została za to srogo ukarana. Kristina Sabaliauskaite niezwykle ciekawie i plastycznie opisuje świat, w którym kobieca seksualność podlega ścisłej kontroli norm religijnych i obyczajowych – fascynujące jest zwłaszcza zestawienie dwóch kobiet, z których jedna poddaje się owym nakazom i zakazom, druga natomiast przedkłada doczesne rozkosze nad zbawienie duszy. Męskie spojrzenie na erotyczną stronę życia jest w drugiej części Silva rerum mocno ograniczone, choć i w tym przypadku, głównie dzięki postaci Aarona Gordona autorce udało się uniknąć banału.
Kristina Sabaliauskaite ma niebywały talent do tworzenia ciekawych, pełnokrwistych postaci, i opisywania ich przeżyć i emocji w sposób bliski współczesnemu czytelnikowi. Bo też litewska autorka jest przekonana, że uczucia ludzkie od wieków pozostają takie same, bywają jedynie mniej lub bardziej skwapliwie przykrywane kołderką utkaną z norm i obyczajów. Współczesne czytelniczki bez trudu odnajdą własne problemy i zahamowania w doświadczeniach i emocjach Urszuli lub Anny Katarzyny, mimo że dzieli je blisko trzysta lat historii. Autorka Silva rerum jest urodzoną gawędziarką, jej powieść czyta się jednym tchem, mimo zdań ciągnących się niekiedy przez pół strony i braku dialogów. Język przypomina dawny, jest jednak przyjazny dla współczesnego czytelnika, w efekcie czego forma nie przerasta w Silva rerum treści. W drugiej części sagi mniej jest wątków mistycznych, które w pierwszym tomie nasuwały porównania do latynoamerykańskiego realizmu magicznego – Kristina Sabaliauskaite postawiła tym razem wyłącznie na emocje i duchowe doświadczenia swoich bohaterów. Pozostał natomiast znany z poprzedniej części wysmakowany, ironiczny dowcip, który zdejmuje z opowieści o rodzie Narwojszów ciężar gatunkowy i nadaje mu lekkość. Jedynym minusem Silva rerum jest fakt, że zbyt szybko dociera się do ostatniej strony, pozostaje więc liczyć, że tym razem polscy wydawcy nie będą zwlekać aż trzech lat z publikacją kolejnego tomu.
Blanka Katarzyna Dżugaj