Miłośnicy lekkich kryminalnych opowieści z całego świata na pewno znają historię Tonyi Harding – pierwszej amerykanki (drugiej kobiety) w historii jazdy figurowej na lodzie, która wykonała potrójnego axla; dwukrotnie zdobyła też mistrzostwo Stanów Zjednoczonych. Popularność przyniosły jej jednak nie jej zasługi sportowe, a skandal sportowo-obyczajowy zwany incydentem, który na szczęście dla wszystkich nie zakończył się żadną tragedią. Film Jestem najlepsza. Ja, Tonya w reżyserii Craiga Gillespie stanowi swoistą i wyjątkową prezentację wydarzeń prowadzących do incydentu. A żeby opowiedzieć tę historię trzeba zacząć od czasów kiedy Tonya była maleńkim dzieckiem…
Lata 70. Mała Tonya Harding pragnie zostać łyżwiarką. Matka organizuje jej treningi i dzięki temu wiele lat później Tonya startuje w swoich pierwszych mistrzostwach. Jednak dziewczyna nie jest uosobieniem tego co amerykanie kochają. Kontrowersyjna, charakterna i pyskata, a do tego biedna, nie przypomina wcale księżniczki na lodzie. Nie przeszkadza jej to jednak w dokonaniu niemożliwego – jako druga kobieta w historii sportu wykonuje potrójnego axla – wydaje się, że nic nie jest w stanie stanąć na drodze jej rozwijającej się kariery. Jednak wychowywana w toksycznym domu Tonya, jako nastolatka, czy dorosła kobieta wcale nie dokonuje lepszych wyborów. Kilka głupich decyzji i jeden zupełnie nieprawdopodobny splot wydarzeń doprowadza do zdarzenia, które trafi na czołówki gazet i rozpęta medialny szum, a karierę Harding po prostu przekreśli.
Reżyserowi udało się stworzyć obraz, który pomimo przerysowania, groteskowości i pewnej karykaturalności, daje naprawdę szeroki kontekst i gromadzi gros materiału, który można interpretować na sto sposobów. Jedną z głównych zalet filmu Jestem najlepsza… jest właśnie ta ambiwalencja uczuć, wywoływanych przez bohaterów i ich kretyńskie wręcz decyzje. Przez cały seans trudno jest uwierzyć, że to wszystko naprawdę się zdarzyło bowiem wybory, jakich dokonują główne postaci tego życiowego teatru tragikomicznego są wprost nieprawdopodobne lub po prostu bardzo, bardzo głupie. Dlatego też podczas seansu tak łatwo jest się zaśmiać nad absurdem kolejnych poczynań bohaterów. Również pod względem artystycznym ten film to majstersztyk. Burzenie czwartej ściany, atrakcyjny i dynamiczny montaż, widowiskowe sceny z mistrzostw łyżwiarskich, ale przede wszystkim bezbłędne kreacje aktorskie – to wszystko sprawia, że ten zwykły film obyczajowy ogląda się w niesamowitym napięciu. Przy tym wszystkim udało się twórcom nie zatracić całkowicie pierwiastka ludzkiego, dlatego podczas trwania seansu naprzemiennie można żałować głównej bohaterki, śmiać się z niej oraz wielokrotnie nie ufać jej słowom. Zdecydowanie jest to jedyny w swoim rodzaju film biograficzny.
Abstrahując od samego incydentu, ten obraz opowiada przede wszystkim historię dziewczyny, która (winna bądź nie) została skrzywdzona przez amerykańską kulturę oraz (co już typowe dla przedstawicieli wszystkich kultur, popkultur, krajów itp.) chorobliwą wręcz potrzebę społeczną by wszystkich ludzi wciskać w określone ramy. Harding, choć była świetna w tym co robi, nie pasowała ani do tego świata, ani do wizerunku, jaki miał kreować. Pokonana przez wszystko i wszystkich, bezsilna, ostatecznie podzieliła najgorszy los, ze wszystkich uczestników tej kuriozalnej akcji.
Żałuję, że w Polsce ten film został zlekceważony przez wiele kin. Grano go mało, w niewielu miejscach i krótko. Na całe szczęście dostępne jest już wydanie DVD, więc wszyscy którym nie udało się trafić na seans, mogą zrobić go sobie na własną rękę w domu. Zapewniam, że warto!
Żaneta Fuzja Krawczugo