Bardzo lubię sięgać po dzienniki. Nawet gdy nie znam dobrze autora, to dla mnie dzienniki są źródłem poznania czasu w którym dany autor tworzył. Może mam w sobie jeszcze taką ciekawość czy nawet wścibstwo, pragnienie odkrycia myśli, cudzych przeżyć. Oczywiście nie czytam dzienników, by doszukać się informacji kto z kim sypiał, czy jakie były skandaliki, ale lubię po prostu się dowiadywać takich rzeczy. Trzeci tom niniejszego dziennika trafił do mnie przypadkiem. Nie znam autora, nie wiedziałam, że to trzeci tom, gdybym wiedziała, pewnie bym się zastanowiła. Dopiero czytając, dowiedziałam się, że Sandor Marai`a to znany węgierski twórca, ktoś, kto ma pisarską renomę, a to, że ja do tej pory o nim nie słyszałam to wina raczej tego, że mam jednak ciasny horyzont.
Jak wspomniałam, mogę się odnieść tylko do jakości tomu trzeciego. Tom też zawiera zapiski z okresu emigracyjnego 1957-1966, gdy autor stając się bezpaństwowcem, wyjeżdża do Ameryki, by znaleźć swoją destynację. Miejsce, do którego będzie przynależał. Te dzienniki to piękne i bystre spostrzeżenia nie tylko dotyczące landszaftów, ale także obserwacja ludzi i zjawisk. Sądzę, że my, z Europy Środkowej zawsze będziemy odczuwać na Zachodzie, zwłaszcza w Stanach, pewnego rodzaju alienację. Czy czuć tęsknotę autora za Europą? Czy można uznać te dzienniki za elegię na ukochany kraj? Kontynent? Marai przejmująco pisze, jak dobrze byłoby zobaczyć Europę, ale z drugiej strony ten widok musi nasuwać skojarzenia z tym jaka jest przeszłość tego kontynentu, ile osób w tej Europie jeszcze kilkanaście lat temu ginęło. Faktycznie, Ameryka jest wolniejsza od takich skojarzeń (chociaż umówmy się, że nie bezgrzeszna).
Właśnie dlatego kocham dzienniki, bo odkrywam takie perełki jak ta. Autor ma tak cudowne pióro, że zabiera mnie ze sobą wszędzie Czy jest w nadmorskim miasteczku, gdzie włosy targa mi morska bryza, czy porządkuje korespondencję i opada na mnie ciężar tych niespełnionych obietnic i zawodów. To naprawdę wielki dar.
Ten dziennik zrobił na mnie duże wrażenie. Po pierwsze mam nadzieję, nabyć wcześniejsze tomy, a po drugie poszukać powieści autora, a po trzecie ten tomik leży sobie przy łóżku i od czasu do czasu sobie wracać będę i czytać na wyrywki. Uczta słowna. Polecam, nie tak lekka, jak pierwsze lepsze powieścidło, ale warto włożyć wysiłek. Dajcie znać, czy poprzednie tomy też są tak dobre, a także dajcie znać, co w tym stylu warto poczytać.
Katarzyna Mastalerczyk