Uwielbiam sagi rodzinne. Gdy przeczytałam opis wydawniczy Gospody pod Bocianem, uznałam, że to książka stworzona dla mnie. Będzie wielowątkowo, różne przedziały czasowe, rodzinne tajemnice, historyczne zawirowania. My Polacy mamy naprawdę świetną historię, żeby móc przedstawiać takie rodzinne losy, liczne perturbacje dziejowe sprzyjają sekretom, temu, aby mogli przodkowie gdzieś się zagubić. Dosyć długo zwlekałam z lekturą, odsuwając w czasie domniemaną przyjemność. Opis był wielce obiecujący. Ta powieść to tak naprawdę moje pierwsze spotkanie z autorką, wcześniej nie miałam okazji czytać żadnej jej powieści i tak naprawdę nie do końca wiedziałam czego się spodziewać. Trochę byłam sceptyczna, jak patrzyłam na objętość, bo książka raczej chuda jak na sagę rodzinną.
Przenosimy się na Podlasie, poznajemy rodzinę Boguszów, obecnie żyjącą na prowincji w zgodzie z naturą, kochającą się i wspierającą. W ostatnich latach rodzina przeżyła sporo wstrząsów, co spoiło rodzinne więzi. Okazuje się, przypadkiem, podczas grzebania w szpargałach, że rodzina ma ciekawą historię, od dziesięcioleci związaną z miejscem, leniwe popołudnie jest pretekstem, by nam te dzieje opowiedzieć. Boguszowie przybyli na prowincję już w XIX wieku, gdy jeden z przodków wykupił ziemię i postanowił założyć gospodę. Miejscu patronuje bocianie gniazdo, rok w rok zamieszkiwane przez bociany wracające w to miejsce bez względu na wszystko, nawet na wojny i zawieruchy przetaczające się przez okolicę. Gospoda pod Bocianem stanie się miejscem klimatycznym, ale także miejscem wielkich dramatów czy krwawych zbrodni. Wiele lat historii, rodzinne dzieje, naprawdę czytelnik nie powinien się nudzić.
Zasadniczo założenie jest super, jak wspomniałam – sagi rodzinne uwielbiam, sam pomysł podróży w czasie, by cofać się i patrzeć na to samo miejsce przez pryzmat zmieniających się czasów, historii, nowych ludzi, bardzo dobry. Jednak mnie tu nie podpasowało wykonanie tak do końca. Autorka leje wodę, momentami czytając książkę, miałam wrażenie, że ma płacone od wyrazu, dlatego są one sztucznie namnażane, co sprawia wrażenie wodolejstwa, mnie coś takiego męczy, było to zupełnie zbędne, bo ta historia sama by się obroniła. Oczywiście historia jest wciągająca, a język, jakim pisze autorka, jest ładny, widzę w tym potencjał, ale jest to rozwlekłe a po wielu, wielu przeprowadzonych egzaminów ustnych mam na to uczulenie.
Nie będę jakoś bardzo pozytywnie tej książki wspominała, tak dalej obstaję przy tym, że fabuła i pomysł na książkę miało potencjał, ale rozwlekły styl po prostu mnie zmęczył. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się zachwycić prozą Katarzyny Drogi, bo wyczuwam ogromną wrażliwość i naprawdę dobry pomysł na książkę, ale tym razem do mnie to nie trafiło.
Katarzyna Mastalerczyk