Wydawnictwo MG zasłynęło wznowieniami klasyki. Wiele książek cieszyło się swego czasu wielką renomą, ale upływ czasu zatarł je w ludzkiej pamięci, dzięki takim wznowieniom możemy po prostu cieszyć się nimi na nowo i tak naprawdę odkrywamy je. Ja właśnie dzięki wznowom dowiedziałam się o powieściach Collins, bo próżno było ich u mnie szukać. Nie mam niestety wszystkich jej książek, ale to, co czytam, jest zachęcające, żeby wziąć się i nadrobić. Tym razem na tapet trafiła powieść Pieniądze mojej pani, nie słyszałam o tej książce, nie widziałam zbyt wielu recenzji, no ale cóż, dzięki temu nie mogłam się jakoś bardzo nastawić ani na super hurra, ani jakoś przypuszczać, że będzie dno stulecia. Umówmy się, poprzednie książki jednak jakoś mnie do tej przygody, podświadomie przygotowały.
Motyw znany, zamożna kobieta, która dostała od losu wiele, przygarnia mniej szczęśliwą dziewczynę Isabel. Wdowa chce uczynić dziewczyny córkę, zresztą takie układ nie są jakoś nowe, to taki układ wzajemny, kobieta może zwalczyć samotność, a biedna Isobel może mieć szansę na lepsze życie. Taka adopcja ma szansę na powodzenie, ale jest też spore prawdopodobieństwo klęski, o czym świadczą również liczne przykłady z literatury. Tutaj też mamy zaczątek dramatu, otóż w domu lady Lyriard ginie banknot o sporym nominale. Podejrzaną staje się podopieczna i pewnie byłaby z góry skazana na porażkę, ale zarządca Lady Lyriad obdarzył dziewczę uczuciem i chce jej pomóc.
Wilkie Collins do tej pory przyzwyczaiła mnie do dużych emocji, wprawdzie kojarzyłam ją nieco z innymi emocjami. Nie zrozumcie mnie źle, ta książka nie jest zła, to, że do tej pory czytałam po prostu powieści innego charakteru, bardziej emocjonujące, może w gęstszej atmosferze grozy i tajemnicy. Ta książka jest bardziej spokojna, ale nie jest nudna. Może i nie jest to księga gruba, ale nie jest uboga. Sądzę, że każdy człowiek obdarzony empatią będzie w tę książkę na sto procent zaangażowany. Mamy dziewczynę, której najpierw otwiera się okno, a później, bardzo szybko wpada w tarapaty. Polubiłam bardzo bohaterkę, co jest łatwe, ale ja zawsze ujmuję się za słabszymi. Lubię takie historie, w których prawy człowiek musi tę prawość udowodnić. A może to tylko pozór, w końcu nie wszystko złoto co się świeci. Moim zdaniem warto za tę książkę Collins się zabrać, jest wciągająca i się ją po prostu świetnie czyta!! Mam nadzieję, że uda się mi w końcu skompletować wszystkie książki autorki!
Katarzyna Mastalerczyk