W tamtym roku szumnie celebrowaliśmy odzyskanie przez Polskę niepodległości. Mówiło się o Legionach, o Marszałku, o wspaniałych tradycjach II RP. Na szczęście, całkiem nie pominięto tego sukcesu naszego prawodawstwa, jakim było przyznanie polskim kobietom praw wyborczych, w tym byliśmy w czołówce, tym mamy się szczycić, gdy w krajach, na które dziś spoglądamy z podziwem, kobiety były od rodzenia dzieci, to u nas kobiety mogły głosować. Ba! Działały i zostawały posełkami. Dlatego trochę mi smutno, że obecnie często są ładnymi buziami, krzakami, sposobem na parytet, odmawia się tego, co sto lat temu udało się odzyskać. Gdy widziałam tę książkę, już byłam zaintrygowana, strasznie byłam ciekawa, co to były za kobiety.
Gdy dorastały, na porządku dziennym były gorsety, kobietom odmawiano w pełni sprawnego mózgu, oddawano im honory, ale traktowano jak głupie kurki. Tymczasem osiem wybranych do Sejmu Ustawodawczego kobiet, posełek, z różnych warstw społecznych z różnych zaborów pokazało, że kobiety mają swój rozum, są energiczne i potrafią działać ponad podziałami, dla dobra wspólnego. Były niezłomne, gdybyśmy żyły w innym kraju, powstałby o nich serial, bo ich życie to gotowy scenariusz na film. Wspaniały reportaż nie tylko o aktywności politycznej, ale o codzienności kobiet, które przecierały szlaki polskiego parlamentaryzmu. Lektura na długie wieczory
Nie jest to książka, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni, to reportaż w dobrym stylu, kompleksowa opowieść. Autorka przybliża nam swoje bohaterki, jak najlepiej może. Były kobietami, nie powstały o nich rozliczne opasłe księgi, powoli doczekują się uznania, doczekują czasów, gdy zaczyna się o nich mówić. Do tej pory nie wiedziałam, kim były, ani ile ich było. Niezbyt to dobrze o mnie świadczy, a przecież interesuję się tym wątkiem.
Czytałam tę książkę powoli, bo trzeba się na lekturze skupić, dużo się dzieje, trzeba uważać, żeby w pełni docenić, kunszt autorki i to jakimi fascynującymi kobietami były pierwsze posłanki. Nie sposób tego streścić, ile kosztowało ich życie, nie do końca w zgodzie z epoką, jak się narażały, jeszcze wcześniej, pod zaborami. Szkoda, że w Polsce nie ma odpowiednika słowa, mąż stanu do nich by pasował.
Katarzyna Mastalerczyk