Jeszcze nie tak dawno książki polskich autorów omijałam szerokim łukiem. Aż pewnego dnia, z braku lepszych opcji, sięgnęłam po jedną z rodzimych powieści walających się od lat na półce. W tamtym momencie zmienił się cały mój światopogląd dotyczący pochodzenia pisarzy. Od kilku lat staram się nadrabiać zaległości oraz być na bieżąco z nowymi tytułami.
\”Uprzywilejowani. Stroiciele\” to drugi tom cyklu \”Pakt Trójprzymierza\” polskiej autorki Ewy Kowalskiej. Niestety umknęła mi jakimś cudem pierwsza część serii i zostałam rzucona w wir wydarzeń zupełnie nie znając początku historii.
Jeden, z pozoru harmonijny świat został zagwarantowany Paktem Trójprzymierza. Stroiciele tworzą zasady współistnienia, Uprzywilejowani stoją na straży praw, a Pełzaki… są jedynie Pełzakami. Być może świat chciał innego porządku, lecz ludzie stojący na szczycie piramidy zadecydowali zupełnie inaczej. Teraz jednak odwieczny porządek może runąć, a zapobiec temu może jedynie trójka zagubionych nastolatków.
Jak wspominałam wcześniej, nie mogę porównywać tej książki do jej poprzedniczki, ponieważ nie miałam przyjemności jej przeczytać. Myślę, że zupełnie łatwiej byłoby mi zrecenzować \”Uprzywilejowanych\”, gdybym znała bieg historii poprzedzający wydarzenia opisane w danej książce. Jednak jeśli chodzi o fabułę, to nie miałabym nic do zarzucenia, gdyby nie nadmiar wrażeń. Wiem, jak dziwnie to brzmi, ale naprawdę akcja jest zbyt wartka jak na książkę, która posiada zaledwie 256 stron. Czasami ciężko było nadążyć za tym, co autorka miała na myśli.
Nawiązując do zbyt szybkiego tempa wydarzeń, warto wspomnieć o pewnej niespójności i niezrozumiałości tekstu. Bardzo często zdarzały się momenty, w akcji których brało udział wiele osób. Miałam problem ze zrozumieniem, jaki bohater wykonuje dane czynności, w szczególności, że Pani Ewa Kowalska (nad)używała ogólnych określeń \”on zrobił\”, \”on wypił\”, \”on pobiegł\”… Ale który on? Tego, w niektórych przypadkach, nie wiem do teraz.
Nie mogę jednak powiedzieć, że nie podobała mi się całość zwrotów akcji, ponieważ niektóre były niezwykle zaskakujące i podziwiałam sposób w jaki autorka szokowała czytelnika. Poza tym sam wątek tak oklepanej walki dobra ze złem bardzo przypadł mi do gustu. Niezwykle ujęło mnie to, że muzyka może zwalczyć wiele przeszkód – doszukiwałam się w tym licznych metafor, chociaż podejrzewam, że pisarka nie miała tego na myśli.
Sam zarys fabuły jest niezwykle ciekawy. Powieść jest dobrze skonstruowana, nie ma w niej żadnych luk, do których można by się doczepić. Możliwe, że gdybym wcześniej poznała pierwszą część, to zupełnie nie miałabym zastrzeżeń. Niemały kłopot sprawiali mi też bohaterowie. Nie umiałam ich rozróżnić, a też funkcje, jakie pełnili w ich świecie były zagadką. Dotychczas w większości serii fantasy, z jaką się spotkałam, każda część (lub przynajmniej kilka początkowych części) wspominała ogólny zarys zdolności. Tutaj wędrowałam po książce trochę po omacku.
Duży plus przyznaję za okładkę, która mimo swojej prostoty przyciąga wzrok. Można doszukiwać się w niej związku z fabułą, mimo, że niewiele się na niej znajduje. Poza tym bardzo cieszy fakt, że szata graficzna współgra z pierwszą częścią, mimo że jeszcze jej nie posiadam.
Całość można podsumować bardzo krótko – książka zasługuje na uwagę, ale wiele rzeczy można by poprawić. Istnieją liczne niedociągnięcia, które przeszkadzają w lekturze. Książka jest fajnym przerywnikiem, lecz nie zaspokoi bardziej wymagającego czytelnika.
Anita Szynal