W Polsce nie mówi się dużo o starości, nie pisze się o tym. Staruszkowie w reklamach przepisują domy, by balować w sanatorium albo po odpowiedniej maści gibko wyginają się na jodze. Prawda jednak jest inna i wystarczy wejść do szpitala na kardiologię albo internę. Starość jest niedołężnością, artretyzmem i samotnością. Taki samotny dom, po którym rozbijają się echa wspomnień. O książce Zaraz będzie po wszystkim, usłyszałam od znajomej, Ona ma świetny gust, a skoro Ona polecała, to już dużo znaczy. Nie spodziewałam się książki, która realistycznie odda atmosferę domu opieki, do tego stopnia, że nie mogłam jeść, bo tak wyraźnie czułam te szpitalne obiady i cały ten szpitalny smrodek.
W ośrodku przebywa Jadzia, jest stara, dobrze pamięta powojenne gruzy Warszawy, odchowała córkę, która jest lekarzem, ale w Ameryce. Mąż umarł dwa lata po wyjeździe córki. Ich małżeństwo nie było idealne, była zdrada, nieporozumienia, ale na starość to męża wspomina. Męża, córkę, wnuka i psa. Do domu opieki trafiła, łamiąc sobie biodro, gdy spadła z drabiny. Ta sytuacja niepomiernie ją irytuje, zachowała sprawność umysły, ale umysł nie nadąża za ciałem, czuje się upodlona, będąc zależną od innych. To głównie jej oczami widzimy świat w ośrodku, do głosu dojdzie Tomek – wolontariusz, młody chłopak, z którym zerwała dziewczyna i to go zajmuje. Przykre zestawienie, w ośrodku jest wyrobnikiem, którym wysługuje się personel, a dla pensjonariuszy jest opatrznościowym mężem, iskierką nadziei. Drugą osobą jest pielęgniarka Agata, Jadzia opisuje ją jako miłą, to oczami Agaty zobaczymy trud tej pracy. Dawno nie przygnębiła mnie żadna książka aż tak.
Książka nie jest grupa, ale siłą jej przekazu jest nieuchronność tego, co nas czeka. Bez względu na naszą sytuację rodzinną jest duża szansa, że spotka nas taki los, los zależnych od drugiego człowieka istot uwięzionych we własnym ciele. Już chyba lepiej, jak stwierdza Jadzia tym nieprzytomnym, którym wszystko jedno, ale być w pełni świadomym to musi być straszne. Grzegorz Uzdański nie zalewa nas słowotokiem, nie męczy obrazami, a przemawia do nas wymownymi obrazami, które mrożą do szpiku kości. Będzie siedziała we mnie ta książka długo. Zasiała we mnie lęk przed starością, lęk przed systemem opiekuńczym! Sądzę, że gdy po jakimś czasie wrócę do tej książki, inne wątki wybiją się na pierwszy plan, sądzę, że w zależności od naszego nastroju to co innego będzie do nas przemawiać. Obowiązkowa książka dla tych, co myślą, że będą zawsze młodzi!
Katarzyna Mastalerczyk